Odpocząć, od miejskiego zgiełku. Odsapnąć od ciągłego myślenia o zagrożeniu. Pobyć w ciszy i jeśli się da w samotności...
Aż dziwne, że mimo tych wszystkich dni, ktoś może szukać gdzieś wytchnienia. Przecież jeszcze nie tak dawno martwiliśmy się, że musimy tkwić w czterech ścianach. Że nie wolno nam bez potrzeby wychodzić. Tak tęskniliśmy za życiem miasta.
I tak powoli z dnia na dzień miasto ożywało. Budziło się, a my wyściubialiśmy czubek nosa. Najpierw na schodową klatkę, potem na podwórko, na ulicę, na aleję. Do autobusu, do tramwaju... W końcu wyprostowani i z pełną piersią wyruszyliśmy...
To było może tydzień temu. Pewnym ruchem przekładaliśmy w komunikacji kartki, na których napisano, że to miejsce musi pozostać puste. Patrzyliśmy jak coraz nas więcej i więcej na ulicy. Uczyliśmy się poznawać sąsiadów i znajomych. Najpierw po oczach, niektórych po oczach i nosie, niektórych nie musieliśmy się uczyć.
Tędy nie przeszła żadna burza, tutaj nic się nie wydarzyło. My wiemy przecież lepiej. Pozory brać za rzeczywistość - umiemy jak nikt inny.
Zachłysnęliśmy się otwartymi lasami, parkami. Miastem też się zachłysnęliśmy. I kiedy to zachłyśnięcie minęło, czas odpocząć.
W jednym z najpiękniejszych zakątków naszego miasta. Gdzie pies za patykiem może wskoczyć do wody, lub cieszyć się spacerem. Po prostu. Gdzie dzięcioł i wiewiórka. I kaczki. Towarzysze niedoli. Chociaż niczego o niej nie wiedzą.
I tak powoli z dnia na dzień miasto ożywało. Budziło się, a my wyściubialiśmy czubek nosa. Najpierw na schodową klatkę, potem na podwórko, na ulicę, na aleję. Do autobusu, do tramwaju... W końcu wyprostowani i z pełną piersią wyruszyliśmy...
To było może tydzień temu. Pewnym ruchem przekładaliśmy w komunikacji kartki, na których napisano, że to miejsce musi pozostać puste. Patrzyliśmy jak coraz nas więcej i więcej na ulicy. Uczyliśmy się poznawać sąsiadów i znajomych. Najpierw po oczach, niektórych po oczach i nosie, niektórych nie musieliśmy się uczyć.
Tędy nie przeszła żadna burza, tutaj nic się nie wydarzyło. My wiemy przecież lepiej. Pozory brać za rzeczywistość - umiemy jak nikt inny.
Zachłysnęliśmy się otwartymi lasami, parkami. Miastem też się zachłysnęliśmy. I kiedy to zachłyśnięcie minęło, czas odpocząć.
W jednym z najpiękniejszych zakątków naszego miasta. Gdzie pies za patykiem może wskoczyć do wody, lub cieszyć się spacerem. Po prostu. Gdzie dzięcioł i wiewiórka. I kaczki. Towarzysze niedoli. Chociaż niczego o niej nie wiedzą.