Szczecińska Lista Przebojów
Radio SzczecinRadio Szczecin » Szczecińska Lista Przebojów » ARCHIWUM
"Jeśli jest tam, kto na górze, Może rzuciłby mi linę, Wyciągnął pomocną dłoń, okazał trochę zrozumienia I udzielił odpowiedzi na gnębiące mnie pytania. Jeśli jest tam ktoś na górze, Może rzuciłby mi linę Wskazał nikłe światełko, Które pomoże odróżnić dobro od zła I odpowiedział na kilka pytań, Które mu zadaję. Wciąż czuwam na bezludziu pełnym luster, Gdzie nic nie jest nigdy tym, Czym się wydaje. Jesteś tak blisko mnie, lecz nie rozumiesz nic, Gdyż to, co widzimy, nie jest wcale tym, Czym się wydaje. Czyżbym był ślepy?"
Kalifornijski kwartet istnieje dopiero od ponad roku, ja usłyszałem o nich parę tygodni temu. Odsłuchanie płyty dostarczyło mi pozytywnej energii, ale po tym koncercie zostałem fanem grupy! O rock'n'rollowy feeling dbają koledzy instrumentaliści, natomiast kolega śpiewak skręca już bardziej w stronę rhythm and bluesa. Wyśmienity "czarny" głos, soulowa chrypka - Ty Taylor to największy atut grupy.
"Wszyscy mieliśmy wtedy potworną tremę. Przez cały koncert staliśmy, jakby nas zamurowało. Baliśmy się ruszyć z miejsca". Tak wspomina pierwsze występy The Sisters Of Mercy pan i władca tej grupy Andrew Eldritch. Dodaje jeszcze: "Używaliśmy dużo dymu i bardzo mało świateł. Stawaliśmy w głębi, aby publiczność mogła zostać pochłonięta przez falę kolorów i hałasu". I choć przez lata Eldritch nie tylko nabrał pewności siebie, ale nawet wyrobił sobie opinię megalomana, to jedno pozostaje bez zmian: oprawa sceniczna. Mała ilość świateł i duuużo dymu, czasami tyle, że z trudem widziałem kontury muzyków i w ogóle sceny...
Nazwa trasy koncertowej "George Michael Symphonica" nie kojarzyła mi się zbyt dobrze. Od razu przychodziły mi na myśl kuriozalne pomysły w stylu "Perfect Symfonicznie", gdzie odgrzewa się stare kotlety i więcej w tym wszystkim patosu niż prawdziwych emocji. Ale ponieważ moi znajomi, Asia i Łukasz stwierdzili, że pójdą zobaczyć, co to będzie, ja również zgodziłem się kupić bilet...
To był zupełnie inny występ od tego, w którym miałem przyjemność uczestniczyć siódmego października 2008 roku w klubie Tripod. Przed porównaniem obu występów warto jednak przypomnieć króciutką historię kariery solowej tego muzyka. Justin Vernon (pseudonim Bon Iver) pod wpływem kumulacji problemów w życiu (osobistych, zdrowotnych...) zamknął się na trzy miesiące w chacie w lasach Wisconsin. Zabrał ze sobą tylko parę mikrofonów oraz minimalną ilość starego, zużytego, ale niezbędnego sprzętu do rejestracji dźwięku. Rąbał drewno na opał, polował w celu zdobycia żywności, a w międzyczasie... rozmyślał, "przetrawiał" emocjonalnie wszystkie wydarzenia swojego życia z ostatnich lat...
Pierwszy raz widziałem PJ Harvey na scenie pod koniec 2007 roku. Promowała album "White Chalk", grała sama (solo), ubrana w białą wiktoriańską sukienkę. Pomimo tego, że rozpoczęła wtedy mocno, od "To Bring You My Love", to reszta występu była raczej stonowana, momentami delikatna a nawet intymna. Pianino delikatnie przystrojone światełkami, za którym często zasiadała, nastrajało mnie świątecznym klimatem. Tym razem artystka grała z zespołem.
Kto lubi posłuchać Nory Jones? A jeśli jeszcze zdarza mu się sięgnąć po płytę Lisy Hannigan, to powinien zainteresować się NEeMA. Kanadyjska wokalistka, która pod opieką producencką Leonarda Cohena (rysunek na okładce albumu "Watching You Think" to jego robota) i Pierre'a Marchanda objeżdża świat ze swoimi zwiewnymi piosenkami, myślę że powinna przypaść do gustu fanom wyżej wymienionych pań. Komu jazz? Komu world music? A może podlać to lekko ładnymi melodiami, żeby nie było zbyt nudno? Zapraszam na koncert tej pani!
"Pozostała trójka chce wierzyć, nieważne z jakiego powodu, że praca nad "The Wall" była wspólnym wysiłkiem. W porządku, zgódźmy się, że mieli udział w powstaniu albumu, ale to jeszcze nie znaczy, że byliśmy wówczas partnerami. W żadnym sensie nie był to proces demokratyczny. Jeśli ktoś miał dobry pomysł, akceptowałem go, a może nawet i wykorzystałem, tak jak reżyserowi filmu zdarza się słuchać sugestii aktorów. Ale ich wypowiedzi na ten temat przywodzą czasem na myśl "Folwark Zwierzęcy", gdzie świnie spierają się między sobą, kto jest bardziej równy od innych. Rick nie miał żadnego wkładu w "The Wall" poza sporadycznymi partiami instrumentów klawiszowych. Rola Nicka sprowadzała się do grania na bębnach, choć i on musiał skorzystać z niewielkiej pomocy przyjaciół. A Dave? A tak, Dave grał na gitarze i skomponował muzykę do dwóch piosenek, ale nie miał wkładu w nic innego, naprawdę. Wyprodukowałem album razem z Bobem Ezrinem - współpraca z nim była bardzo owocna, miał ogromny wkład w "The Wall". Natomiast Dave jedynie figuruje na okładce jako współproducent. To znaczy, nie ulega wątpliwości, ze miał coś wspólnego z produkcją albumu - przedstawiał jakieś własne wizje różnych rzeczy. Ale szef był w studiu jeden. I byłem nim ja".
To miał być wyjątkowy wieczór... i taki właśnie był. Ostatni dzień krótkiej wizyty Marty w Dublinie, zakończony wyczekiwanym od długich tygodni koncertem Sade. Koncertem poprzedzonym parogodzinnym buszowaniem po sklepach muzycznych, zakupie torby pełnej płyt i rozpakowywaniem ich przy filiżance kawy. Weszliśmy do hali O2 w momencie, kiedy produkował się na scenie band supportujący panią Helen Folasade Adu. Jednak na salę koncertową weszliśmy trochę później, gdzieś piętnaście, może dwadzieścia minut przed rozpoczęciem występu. I tu nas rozdzielono...
123456