Radio SzczecinRadio Szczecin » Spór w kinie
Oscary 2020. „Boże ciało” Jana Komasy z nominacją

„Boże ciało” w reżyserii Jana Komasy otrzymało nominację do Oscara w kategorii Najlepszy Film Międzynarodowy. To dla polskiego kina 12 nominacja w historii zabiegania o tę nagrodę. Nasza kinematografia otrzymała ją drugi rok z rzędu. Na koncie mamy jednego Oscara, którego zdobyła „Ida” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego.

O nominacje w kategorii Film Międzynarodowy zabiegało ponad 90 filmów, w grudniu dziesięć z nich znalazło się na skróconej liście kandydatów. Dziś pięć z nich otrzymało nominacje i w gronie tym znalazło się polskie „Boże ciało” w reżyserii Jana Komasy.

Nominacje do Oscara w tej kategorii otrzymały także: dokumentalna „Kraina miodu” z Północnej Macedonii (film ma też nominację za pełnometrażowy dokument), francuscy „Nędznicy” oraz zdecydowanie faworyzowani „Ból i blask” Pedro Almodovara i „Parasite” Joon Ho Bonga. Ten ostatni z filmów przyniósł pierwszą w historii nominację dla Korei Południowej w tej kategorii i nie ma żadnej wątpliwości, że zakończy się ona też pierwszym Oscarem. „Parasite” otrzymał też nominacje w takich kategoriach, jak: Najlepszy Film, Reżyseria, Scenariusz, Scenografia, Montaż.

Pełna lista nominacji do Oscara w kategorii Film Międzynarodowy:

„Corpus Christi” / „Boże ciało” reż. Jan Komasa (Polska)
„Honeyland” / „Kraina miodu” reż. Tamara Kotewska, Ljubomir Stefanow (Północna Macedonia)
„Les Misérables” / „Nędznicy” reż. Ladj Ly (Francja)
„Pain and Glory” / „Ból i blask” reż. Pedro Almodovar (Hiszpania)
„Parasite” reż. Joon Ho Bong (Korea Południowa)

Znaleźć się w gronie pięciu najlepszych międzynarodowych filmów 2019 roku to ogromne wyróżnienie. „Boże ciało” zostało bardzo dobrze przyjęte za oceanem, już po pierwszych pokazach na zeszłorocznym festiwalu w Toronto. Niedawne nagrody na festiwalu w Palm Springs dobrze zapowiadały nominację do Oscara, ale pewności nie było do samego końca. Wśród tytułów, które nominacji nie otrzymały jest m.in. produkcja z Senegalu, wspierana przez Netflix, zatytułowana „Atlantics”, która do samego końca była w gronie faworytów. Nominacji nie zdobyła też rosyjska „Wysoka dziewczyna” czy czeski „Malowany ptak”.

„Boże ciało”, jako dwunasty film w historii przyniósł polskiej kinematografii nominację do Oscara w kategorii Film Międzynarodowy (Nieanglojęzyczny). Wcześniej Akademia doceniła następujące filmy:

OSCARY 1964 – „Nóż w wodzie” reż. Roman Polański
OSCARY 1967 – „Faraon” reż. Jerzy Kawalerowicz
OSCARY 1975 – „Potop” reż. Jerzy Hoffman
OSCARY 1976 – „Ziemia obiecana” reż. Andrzej Wajda
OSCARY 1977 – „Noce i dnie” reż. Jerzy Antczak
OSCARY 1980 – „Panny z Wilka” reż. Andrzej Wajda
OSCARY 1982 – „Człowiek z żelaza” reż. Andrzej Wajda
OSCARY 2008 – „Katyń” reż. Andrzej Wajda
OSCARY 2012 – „W ciemności” reż. Agnieszka Holland
OSCARY 2015 – „Ida” reż. Paweł Pawlikowski (OSCARA!)
OSCARY 2019 – „Zimna wojna” reż. Paweł Pawlikowski
OSCARY 2020 – „Boże ciało” reż. Jan Komasa

Polska otrzymała nominację do Oscara drugi rok rzędu, co zdarza się w tych nagrodach od czasu do czasu. W historii tych nagród polskie filmy zdobywały nominacje nawet trzy lata z rzędu i było to w okresie 1975-1977.

Na ile oceniam szansę „Bożego ciała” na zdobycie nagrody? Mogę mocno trzymać kciuki, ale Oscara w kategorii Film Międzynarodowy w tym roku otrzyma „Parasite”. Inne opcji nie ma. Nominacja do tej zaszczytnej nagrody to ogromne wyróżnienie i zdecydowanie tym należy się teraz cieszyć.

Tak czy inaczej, oglądanie gali wręczenia Oscarów w nocy z 9 na 10 lutego to będzie wielka przyjemność. Na czerwonym dywanie i na gali będę wypatrywał polskich twórców.

Festiwal w Berlinie zawiesza nagrodę im. Bauera

Organizatorzy festiwalu w Berlinie nie będą przyznawać jednej z głównych nagród tego wydarzenia, po tym jak ujawniono nazistowską przeszłość człowieka, który firmuje to wyróżnienie swoim nazwiskiem.

Sprawę opisał niemiecki „Die Zeit”, który podał, że Alfred Bauer był wysokim rangą urzędnikiem w nazistowskiej machinie. Od nazwiska Bauera pochodzi nagroda, którą corocznie doceniani są twórcy za innowacyjny wkład w rozwój kina. Laureatami tej nagrody w przyszłości byli m.in.: w 2009 roku Andrzej Wajda za „Tatarak” i w 2017 roku za „Pokot” Agnieszka Holland z Kasią Adamik.

Alfred Bauer miał być wysokim urzędnikiem, pracującym dla machiny propagandowej stworzonej w nazistowskich Niemczech przez Josefa Goebbelsa. „Die Zeit” napisał, że Bauer był zarówno członkiem partii nazistowskiej, jak i członkiem SA, przedwojennego paramilitarnego skrzydła nazistów. Bauer był też jedną z kluczowych postaci Reichsfilmintendanz, organu powołanego przez ministerstwo propagandy w 1942 roku. W jednym z odkrytych dokumentów określa się Bauera, jako „entuzjastycznego członka SA”, którego „postawy polityczne są nienaganne”. Śledztwo dziennikarskiej wykazało, że Bauer szpiegował aktorów, reżyserów i innych członków przemysłu filmowego. Decydował też o tym, kto otrzyma zgodę na realizację filmu, a kto zostanie wysłany na front. Według dziennikarzy, po wojnie Bauer systematycznie niszczył wszystkie ślady swojej nazistowskiej przeszłości.

Alfred Bauer był pierwszym dyrektorem festiwalu w Berlinie i piastował tę funkcję w latach 1951-1976, aż do momentu przejścia na emeryturę. Po wojnie Bauer miał utwierdzać środowisko o tym, że był cichym przeciwnikiem nazistowskiego reżimu. Często też składał fałszywe oświadczenia na temat swojej roli podczas wojny.

Odkrycie faktów na temat Bauera w złym świetle stawia organizatorów festiwalu w Berlinie. W tym roku po raz pierwszy kierują nim nowi dyrektorzy, ale są to ludzie z Włoch i Niderlandów. Nagrodę im. Bauera stworzono w 1986 roku, tuż po jego śmierci.

W oświadczeniu organizatorzy Berlinale napisali: „Interpretacja źródeł sugeruje, że [Bauer] zajmował znaczące pozycje w czasach nazizmu. W świetle tych ustaleń Berlinale zawiesi Nagrodę Srebrnego Niedźwiedzia im. Alfreda Bauera ze skutkiem natychmiastowym. Cieszymy się z badań i ich publikacji w Die Zeit i skorzystamy z okazji, aby rozpocząć głębsze badania nad historią festiwalu, przy wsparciu ekspertów zewnętrznych”. [źródło The Guardian]

Pierwszy milioner w polskich kinach

[BOX OFFICE] Jest już oficjalnie w polskich kinach pierwszy film, który obejrzało ponad milion widzów. Sztuki tej dokonał film „Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa”. Ta udana produkcja przewodzi, jak na razie liście najpopularniejszych filmów w polskich kinach w 2020 roku.

Na podium najpopularniejszych filmów w polskich kinach w 2020 roku znajdują się obecnie trzy rodzime produkcje. Wspomniany film sensacyjny przewodzi stawce, a milionowego widza zgromadził w piątym tygodniu wyświetlania.

Na drugim miejscu znajduje się obecnie film „Psy 3. W imię zasad”, który po drugim weekendzie miał na koncie 792 tysiące sprzedanych biletów. Film zanotował spadek sięgający 45 procent, co jest dobrym osiągnięcie i wróży produkcji większy sukces. Przewiduję, że „Psy 3” wkrótce przekroczą granicę miliona sprzedanych biletów i znajdą się na szczycie listy przebojów.

Miliona nie osiągnie raczej na pewno „Mayday”, obecnie trzeci z najpopularniejszych filmów w polskich kinach, który na koncie ma 675 tysiące sprzedanych biletów.

W lutym w grze pojawi się kilka jeszcze innych rodzimych filmów z ambicjami stania się przebojami. Ciekawie zapowiada się szczególnie rywalizacja „365 dni” z „Zenkiem” i „Bad Boy”. Wszystkie mają realne szanse sprzedać ponad milion biletów, ale który z nich stanie się największym przebojem? Erotyczny melodramat, biografia słynnego muzyka disco polo, czy kolejna propozycja Patryka Vegi…

„Diuna” tak dobra, że będziemy płakać?

Nie jest tajemnicą, że „Diuna” w reżyserii Denisa Villeneuve’a to jeden z kilku najbardziej w tym roku oczekiwanych przeze mnie filmów. Wygląda na to, że ktoś widział już jego fragmenty. Opinia o tym przedsięwzięciu jest bardzo obiecująca.

To może być klasyczna zagrywka promocyjna, która za zadanie ma umiejętne budowanie zainteresowania tematem. Mowa tutaj jednak o „Diunie”, ekranizacji książki, niemożliwej do sfilmowania. Film, który reżyseruje genialny Denis Villeneuve. Jeśli nie on, to kto?

„Diuna” miała już swoją szansę, ale w 1984 roku David Lynch zwyczajnie poległ, mając za producentów ludzi o słabiej wizji. Filmowa „Diuna” wymaga rozmachu, odwagi, stworzenia przestrzeni dla pokazania tak epickiej i tak skomplikowanej opowieści.

Nowa wersja filmu powstawała w tajemnicy, nic jeszcze oficjalnie nie wiadomo. Obecnie „Diuna” jest w post-produkcji i czekam na pierwsze materiały dotyczące tego filmu.

Niektórzy są w uprzywilejowanej pozycji. Podobno niewielka grupka ludzi z branży, w tym pisarz SF Brian Clement, widziała fragmenty „Diuny”. Twórca podzielił się swoimi odczuciami na Twitterze. Niedługo potem studio Warner Bros. poprosiło go o usunięcie wpisów, ale w internecie nic nie ginie…

Clement opisuje zdjęcia jako „piękne”, a materiał filmowy to według jego opinii „brudny realizm zmieszany z marzycielskimi obrazami”, nawet jeśli efekty specjalne nie były kompletne w zaprezentowanych materiałach. Dalej przeczytać można było: Opierając się tylko na materiale, który widziałem, myślę, że film zrobi wrażenie na ludziach, tak, jak Władca Pierścieni zrobił 20 lat temu, tak jak Star Wars 40 lat temu. To nie jest Jodorowsky ani Lynch, ale może Villeneuve nakręcił film, którego nie można sfilmować… Nie przesadzam, kiedy mówię, że wiele osób będzie miało gęsią skórkę / łzy, kiedy zobaczą ten film. Cholera, kiedy zobaczą nagranie, które widziałem.

„Diuna” wejdzie do kin pod koniec roku.

Debiut Mariusza Wilczyńskiego na Berlinale

Pierwsza pełnometrażowa produkcja Mariusza Wilczyńskiego, jednego z najważniejszych polskich animatorów zostanie premierowo pokazana w konkursowej sekcji Encounters na zbliżającym się festiwalu w Berlinie. Film nosi tytuł "Zabij i wyjedź z tego miasta".

Encounters to nowa sekcja konkursowa berlińskiego festiwalu. Jej pomysłodawcy obrali sobie za cel wspieranie nowych, bardziej różnorodnych i eksperymentalnych głosów w kinie. Trzyosobowe jury będzie wybierać zwycięzców w trzech kategoriach – najlepszy film, reżyser oraz nagroda specjalna.

W tym roku do konkursu zaproszono 15 tytułów, wśród nich znalazła się najnowsza animacja Mariusza Wilczyńskiego. "Zabij i wyjedź z tego miasta" to autobiograficzna impresja, reminiscencja obrazów z dzieciństwa, w której odżywa wspomnienie nieżyjących rodziców i rodzinnego miasta Łodzi. Przy realizacji filmu wraz z Wilczyńskim współpracuje zespół uzdolnionych animatorów: Agata Gorządek, Jakub Wroński, Marta Pajek, Agnieszka Borowa, Marta Magnuska, Joanna Jasińska-Koronkiewicz, Paweł Walicki, Kacper Czyczyło, Agnieszka Konarska i Anita Kwiatkowska-Naqvi. Muzykę do filmu skomponował Tadeusz Nalepa.

W obsadzie głosowej filmu znaleźli się: Krystyna Janda, Andrzej Chyra, Maja Ostaszewska, Małgorzata Kożuchowska.

70. edycja Berlinale rozpocznie się 20 lutego i potrwa do 1 marca. [źródło polishanimation.pl]

Billie Eilish zaśpiewa do nowego Bonda

Piosenkę tytułową do filmu „No Time To Die” wykona Billie Eilish, jedna z najpopularniejszych dziś gwiazd muzyki. Oryginalną ścieżkę dźwiękową napisze Hans Zimmer. Premiera filmu 3 kwietnia.

Od kilku dni pojawiały się plotki na ten temat, ale o swoim zaangażowaniu do filmu poinformowała oficjalnie i osobiście w mediach społecznościowych Billie Eilish.

Billie Eilish nie tylko wykona, ale też napisze piosenkę otwierającą nowy film o Bondzie. „James Bond to najfajniejsza seria filmów, jaka kiedykolwiek istniała. Nadal jestem w szoku” – napisała piosenkarka.

Mając 18 lat Billie Eilish jest najmłodszą w historii wykonawczynią piosenki do filmu o przygodach agenta 007.

Dwie ostatnie piosenki stworzone na potrzeby tej serii i wykonane do filmów „Skyfall” i „Spectre” zdobyły Oscary dla najlepszych piosenek. Ich wykonawcami i współtwórcami byli Adele i Sam Smith. Czy Billie Eilish także zdobędzie Nagrodę Akademii? Przekonamy się o tym za nieco ponad rok.

Spike Lee przewodniczącym jury w Cannes

Spike Lee będzie pierwszym w historii przedstawicielem „diaspory afrykańskiej”, który przewodniczył będzie jury konkursu głównego na festiwalu w Cannes.

„Jestem zaszczycony, że jestem pierwszą osobą z diaspory afrykańskiej, która została zaproszona do objęcia stanowiska przewodniczącego jury w Cannes” - powiedział Lee w oświadczeniu. Mało tego, Spike Lee jest pierwszym w historii Afroamerykaninem, który zasiądzie na czele jury festiwalu w Cannes. Ten najważniejszy z festiwali odbędzie się w dniach 12-23 maja 2020 roku. To będzie jego 73. edycja.

Spike Lee ze swoimi filmami gościł w Cannes wiele razy, a premierę tutaj miało aż siedem jego produkcji. Po raz ostatni w 2018 roku, kiedy pokazywał w konkursie „Czarne bractwo. Blackkklansman”, a zdobył on wtedy Grand Prix.

Filmy z programu zeszłorocznego festiwalu w Cannes zdobyły w tym roku 20 nominacji do Oscara, a były one udziałem filmów: „Parasite”, „Pewnego razu… w Hollywood”, „Ból i blask”, „Nędznicy”, „For Sama”.

Tegoroczny skład filmów konkursowych z Cannes poznamy w połowie kwietnia.

Złote Globy rozdane. „1917” najlepszym dramatem

Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej przyznało swoje doroczne Złote Globy. To najważniejsze obok Oscarów nagrody filmowe (i serialowe) przyznawane w Hollywood. Za najlepszy dramat uznano „1917”, a za najlepszą komedię/musical „Pewnego razu… w Hollywood”. Nagrody aktorskie otrzymali m.in.: Joaquin Phoenix, Brad Pitt, Renée Zellweger i Laura Dern. Netflix nie zdominował Złotych Globów, jak się tego spodziewano.

Złote Globy to bardzo ważna przedoscarowa nagroda, w dodatku mająca w tym roku znaczący wpływ na oscarowe głosowanie. Członkowie Akademii – szczególnie w Hollywood – uważnie obserwują Globy, a w tym roku głosowanie na nominacje do Oscarów trwa do jutra, 7 stycznia. I choć corocznie Złote Globy bardziej lub mniej rozmijają się z Oscarami, przeważnie poruszają się w tej samej filmowej przestrzeni. Laureaci Złotych Globów stają się więc z automatu faworytami Oscarów. Od kilku miesięcy trwa wielka promocja filmów i seriali Netflixa, które uznaje się za faworytów sezonu nagród, ale Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej okazało się nieczułe na działania Netflixa i niemal całkowicie pominęło produkcje tej firmy.

W kategoriach dramatycznych zwycięzcą okazał się w tym roku dramat wojenny z czasów I wojny światowej zatytułowany „1917”, a jego twórca Sam Mendes zdobył nagrodę dla najlepszego reżysera. Ten ceniony autor powrócił do kina po czterech latach i dwóch filmach o przygodach Jamesa Bonda („Skyfall” i „Spectre”). Mendes zdobył swój drugi Złoty Glob dokładnie 20 lat po wygranej za debiutancki „American Beauty”.

Triumf "1917" ma też wymiar symboliczny. Film wyprodukowany został połączonymi siłami studiów Universal i Amblin, założonego przez Stevena Spielberga. To Spielberg niemal przed rokiem ostro wypowiedział się przeciwko polityce Nerfliksa dotyczącej dystrybucji filmów w internecie. Odbierając nagrodę Sam Mendes mówił o trudnościach wynikających z realizacji takich filmów w dzisiejszych czasach i że ma nadzieję, że widzowie pójdą zobaczyć "1917" na ekranach kin, bo z myślą o takim doświadczeniu został on zrealizowany.

Mimo wszystko jest to dość zaskakująca wygrana, biorąc pod uwagę, że wyżej notowane były (i szczerze mówiąc są lepszymi filmami) „Historia małżeńska”, „Irlandczyk”, „Joker” czy „Dwóch papieży”. Nominowana do sześciu Globów wspomniana „Historia małżeńska” obroniła jedynie nagrodę dla najlepszej aktorki drugoplanowej, znakomitej Laury Dern. To piąty Glob dla tej aktorki, ale pierwszy za kinowy film dramatyczny (poprzedni otrzymała dwa lata temu za „Wielkie kłamstewka”). Nieco lepiej poradził sobie „Joker”, który otrzymał dwa wyróżnienia. Joaquin Phoenix doceniony został Globem dla najlepszego aktora w dramacie, a Hildur Guðnadóttir za najlepszą muzykę. Przed 14 laty aktor otrzymał Złoty Glob za rolę w filmie „Spacer po linie”, ale wypatrywanej Nagrody Akademii wtedy (i nigdy później) nie zdobył. Dziś wydaje się niemal pewnym, że Pheonix zmierza po swojego pierwszego Oscara. Islandzka kompozytorka jest pierwszą w historii kobietą samodzielnie nagrodzoną Złotym Globem w tej kategorii (Lisa Gerrard podzieliła się Globem za "Gladiatora" z Hansem Zimmerem). Kariera Hildur Guðnadóttir nabiera rozpędu, a warto pamiętać, że w zeszłym roku stworzyła też muzykę do serialu "Czarnobyl". Za muzykę do tego serialu zdobyła nagrodę Emmy i jest nominowana do Grammy.

Prestiżową nagrodę za najlepszą kreację w filmie dramatycznym otrzymała Renée Zellweger, grająca tytułową rolę w filmie „Judy”. To jest jej czwarty Glob, ale od poprzedniej nominacji minęło 13 lat („Miss Potter”), a od poprzedniej wygranej 16 lat („Wzgórze nadziei”). Zdobycie Złotego Globu plasuje ją w roli faworytki do Oscara.

W tym roku najwięcej nagród zdobył i w kategoriach komediowych/musicalowych zdecydowanym wygranym okazał się „Pewnego razu… w Hollywood”, który otrzymał główne wyróżnienie w tej kategorii. Dodatkowo Quentin Tarantino doceniony został za scenariusz, a Brad Pitt za rolę drugoplanową. Goszczący niedawno w Polsce Quentin Tarantino otrzymał swój trzeci Złoty Glob i wszystkie zdobył za scenariusze (także „Pulp Fiction” i „Django”). Dla Brada Pitta to drugi Glob w karierze, wcześniej bowiem bardzo zasłużenie doceniono go tą nagrodą za rolę drugoplanową w „12 małpach” w 1996 roku. Poprzednią nominację Hollywoodzkiego Stowarzyszenia otrzymał w 2012 roku za rolę w „Moneyball”.

Inna gwiazda filmu Tarantino Leonardo DiCaprio uznać musiał wyższość Tarona Egertona grającego w biograficznym „Rocketman”. Ten film otrzymał też nagrodę za najlepszą piosenkę, a wyróżnienie odebrał Elton John, którego historię opowiada ta produkcja. Przed rokiem głównym triumfatorem tych nagród był film o zespole Queen. Za główną kreację w komedii/musicalu doceniono Awkwafinę, grającą w filmie „Kłamstewko”. To pierwsza nagroda w historii dla Amerykanki azjatyckiego pochodzenia, w kategorii doceniającej komedie lub musicale. Ku sporemu zaskoczeniu, ale też bardzo zasłużenie, nagrodę dla najlepszej pełnometrażowej animacji zdobył zrealizowany poklatkowo „Praziomek”, który pokonał aż trzy produkcje Disneya, w tym wielkie kasowe przeboje – „Króla Lwa” i „Krainę lodu II”. Nie było niespodzianki w kategorii doceniającej filmy obcojęzyczne, a nagrodę odebrali twórcy „Parasite” z Korei Południowej.

W kategoriach telewizyjnych doszło do ciekawej rywalizacji, bardzo wielu cenionych produkcji. Za najlepszy serial dramatyczny uznano „Sukcesję” (HBO), której drugi sezon był zdecydowanie lepszy od sezonu pierwszego. Grający w nim Brian Cox otrzymał nagrodę aktorską. To niezwykłe, że ten bardzo ceniony i aktywny szkocki aktor, który w dorobku ma ponad 200 ról, tyle lat musiał czekać na docenienie, a nigdy jeszcze nie zdobył nominacji do Oscara. Wśród aktorek dramatycznych zwyciężyła Brytyjka Olivia Colman, która znakomicie przejęła rolę królowej Elżbiety II w serialu „The Crown”. Olivia Colman zdobyła Złoty Glob drugi rok z rzędu, bo poprzednio doceniono ją za występ w „Faworycie” (także Oscar), a jest to jej trzeci Glob w karierze. Jak dotychczas wszystkie jej nominacje do tych nagród kończyły się zdobytymi Globami.

W kategoriach komediowych nie było niespodzianek i tytuł najlepszego serialu zdobył „Fleabag” (Amazon), a jego autorka Phoebe Waller-Bridge, doceniona została za najlepszą kreację w serialu komediowym. Złoty Glob dla najlepszego aktora w komedii otrzymał Ramy Youssef za rolę w „Ramy”.

Za najlepszy serial limitowany uznano „Czarnobyl” (HBO), a grający w nim Stellan Skarsgard otrzymał nagrodę za rolę drugoplanową. Główne nagrody w tej dziedzinie otrzymali Russell Crowe występujący w miniserialu „Na cały głos” i Michelle Williams za „Fosse/Verdon”. Drugi rok z rzędu, a trzeci w karierze Złoty Glob zdobyła Patricia Arquette, którą w tym roku doceniono za rolę w „The Act”. Dla Crowe’a to drugi Glob w karierze, ale pierwszy za występ w produkcji telewizyjnej. Podobnie sprawa ma się z Williams, która wcześniej nominowana i nagradzana była tylko za role w filmach kinowych (Glob za „Mój tydzień z Marilyn”). Z powodu pożarów, jakie nawiedziły Australię na galę wręczenia nagród Russell Crowe nie dotarł. Wydarzenie to było często przywoływane podczas finału zmagań o Globy, apelowano o pomoc dla tego kraju.

Nagrodę im. Cecile’a B. De Mille’a za całokształt twórczości otrzymał Tom Hanks.

77 galę Złotych Globów poprowadził po raz czwarty Ricky Gervais, który w monologu otwierającym wydarzenie nie zostawił suchej nitki na zgromadzonych gwiazdach (porównał Joe Pesciego do Baby Yody), samym Hollywood, naśmiewając się też m.in. z filmu „Koty”, kościoła katolickiego, biznesów robionych z Chińczykami czy uznanych za winnych przestępstw Felicity Huffman i Jeffreya Epsteina. Najlepszy fragment jego monologu mocno poruszył zgromadzonych widzów: „I dlatego jeśli zdobędziesz dziś nagrodę, nie używaj jej jako okazji do wygłaszania politycznych przemów. Nie masz nic do powiedzenia opinii publicznej w żadnej sprawie, bo nic nie wiesz o prawdziwym świecie. Większość z was spędzała mniej czasu w szkole niż Greta Thunberg. Przyjmij więc swoją nagrodę, podziękuj swojemu agentowi, swojemu Bogu i sp*dalaj". Gervais został niedawno mocno skrytykowany za swój niewybredny język i odniósł się do tego podczas otwarcia Złotych Globów. Jego występ prasa liberalna przyjęła bardzo chłodno, ale media prawicowe uznały go za sukces, bo przecież komik dopiekł wielkiemu Hollywood. Występ brytyjskiego komika był ostry i był to powrót do stylu Złotych Globów, za jaki lubiane jest to wydarzenie. Są bowiem Globy uroczystością zdecydowanie bardzo „wyluzowaną”, swobodną i odbiegającą od dość konwencjonalnych Oscarów.

Na 14 kategorii kinowych i 11 kategorii telewizyjnych, Netflix zdobył tylko dwie nagrody. To skromna liczba w porównaniu z kilkudziesięcioma nominacjami. Złote Globy przyznaje grupa około stu osób (w jej gronie jest tylko jedna Polka, pani Yola Czaderska-Hayek) i bardzo łatwo jest jej się wypowiedzieć za lub przeciw modelowi sprzedaży filmów, który zaproponował Netflix. Głos liczącej blisko 10 tysięcy osób Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej wydaje się zdecydowanie bardziej wartościowy. Jak tam oceniona zostanie działalność Netflixa? Czy to kino czy telewizja i czy kilkunastodniowa kinowa dystrybucja załatwia sprawę? Fakty są inne niż wyniki Globów. Netflix dostarczył kilka zdecydowanie najważniejszych filmów w trakcie minionego sezonu i zasługują one na znacznie większe uznanie. Nie mam co do tego wątpliwości. Głos Akademii będzie w tym względzie najważniejszy. Nominacje do Oscarów ogłoszone zostaną za nieco ponad tydzień.
1234567