Na wybrzeżu jest około 150 jednostek, których właściciele trudnią się wędkarstwem morskim. Rybacy twierdzą, że taka forma turystyki na pewno nie zagraża populacji dorsza we wschodnim Bałtyku, bo sportowe wędkarstwo ma swoje zasady. Nie można łowić ryb o długości poniżej 30 centymetrów.
Armatorzy jachtów rybołówstwa rekreacyjnego liczyli na pomoc polskiego rządu. Jednak do dnia dzisiejszego podpisane porozumienie z ówczesnym Ministrem Gospodarki Morskiej Markiem Gróbarczykiem (podpisane 16 stycznia 2020) nie zostało zrealizowane. Miało ono zagwarantować rybakom rekompensatę pieniężną za poniesione straty związane z zakazem połowów dorsza i możliwość przekwalifikowania się. Armatorzy ubiegali się o jednorazowe odszkodowanie w wysokości 150 milionów złotych. Ich zdaniem ta kwota rozwiązałaby ich problemy.
W maju ub.r. resort gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej poinformował, że ze względu na pandemię COVID-19 i związane z nią duże wydatki, na razie nie ma możliwości zwiększenia pomocy dla armatorów rekreacyjnych, którzy łowili dorsze. Armatorzy podjęli więc w tym roku decyzję o blokowaniu miejscowości nadmorskich od strony lądu. Blokowali wjazdy do Łeby i Ustki, a także Władysławowa.
Sprawą zajęła się Sejmowa Komisja Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej.
Zapraszam do wysłuchania reportażu Anny Kolmer zatytułowanego "To tylko 150 milionów" w realizacji dźwiękowej Aleksandry Mazur-Woronieckiej.