Radio SzczecinRadio Szczecin » Region
  Reklama  
Zobacz
  autopromocja  
Zobacz
  ogłoszenie  
Zobacz

Iga Massaad i jej mąż spacerowali promenadą w Nicei, gdy terrorysta wjechał ciężarówką w tłum. To był ich pierwszy dzień u rodziny we Francji. Wieczorem, z kuzynami i ich dziećmi, wracali z kolacji.
Jak opowiada pani Iga, zobaczyła tylko uciekających ludzi, usłyszała też krzyki i strzały. Ona i jej bliscy również zaczęli biec. Małżeństwu udało się schronić w piwnicy, w bocznej uliczce, niedaleko deptaku, ale stracili kontakt z kuzynami, którzy zniknęli im z oczu w trakcie ucieczki.

- Ludzie krzyczeli, że zamachowcy otwierają ogień na innych ulicach. Prawdopodobnie w panice tak krzyczeli, ale wtedy człowiek nie był w stanie na tyle trzeźwo myśleć, by rozważać, czy rzeczywiście pojawi się jakaś inna furgonetka. Ci, którzy zdołali schronili się w piwnicach, restauracjach, barach. Spuszczano rolety, gaszono światła i ludzie przez dwie godziny siedzieli w ciemnościach - opowiada Iga Massaad.

Sytuacja była nerwowa nawet po pojawieniu się antyterrorystów.

- Zostaliśmy przeszukani i musieliśmy biec z rękoma uniesionymi do góry. Wszyscy krzyczeli, kobiety i dzieci płakały. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, a jeden z antyterrorystów prosił nas byśmy nie robili żadnych nerwowych ruchów, bo oni byli przygotowani do otwarcia ognia w kierunku osób, które dziwnie się zachowywały - dodaje szczecinianka, świadek wydarzeń w Nicei.

Nikt z najbliższej rodziny Igi Massaad nie ucierpiał w zamachu, ale otrzymali już wiadomość, że przyjaciel kuzyna stracił żonę i dwoje dzieci.
Kobiecie i jej mężowi udało się schronić w piwnicy, w bocznej uliczce, niedaleko promenady.
Sytuacja była nerwowa nawet po pojawieniu się antyterrorystów.

Najnowsze Szczecin Region Polska i świat Sport Kultura Biznes

12345
   
Zobacz

radioszczecin.tv

Najnowsze podcasty