Sześciu robotników pracujących w chwili katastrofy na moście w Baltimore, zostało uznanych za zmarłych. Według amerykańskich służb, praktycznie nie ma mowy o szansach na odnalezienie zaginionych, dlatego na godziny nocne czasu lokalnego zawieszono poszukiwania.
Władze stanu Maryland, którego największym miastem jest Baltimore, zapewniają o pełnej gotowości do wyjaśnienia tragedii, do której doszło we wtorek.
- Zadbamy o to, by jako stan wspólnie przez to przejść. Jesteśmy zdeterminowani, by to zrobić. Jesteśmy i będziemy w stałym kontakcie z obywatelami stanu - zadeklarował gubernator stanu Wes Moore.
Prawdopodobnie w środę śledczy wejdą na kontenerowiec "Dali", by zabezpieczyć rejestrator danych. Z kolei ekipa poszukiwawcza nurków powróci na miejsce katastrofy nad ranem czasu lokalnego. Ciała robotników mogą znajdować się pod kontenerowcem, inna hipoteza zakłada, że nurt porwał je w dół rzeki.
Runięcie mostu oznacza też zamknięcie portu w Baltimore, najważniejszego w USA, jeśli chodzi o eksport samochodów.
- Nie wiadomo jak długo to potrwa. To będzie miało wpływ na życie dokerów i członków załóg holowników, którzy potencjalnie stracą dochody - powiedział agencji Reutera Andrew Middleton z Duszpasterstwa Ludzi Morza Archidiecezji Baltimore.
Był on jedną z pierwszych osób, która po katastrofie skontaktowała się z załogą kontenerowca.