Jest tak jak i miało być. Nowojorska grupa Interpol na swoim najnowszym trzecim już albumie odwołuje się do tuzów melancholijnych gitarowych uniesień Joy Division. Interpol jest w tej inspiracji zdaje się bardzo konsekwentny, co cieszy fanów brzmień, w których idzie o gitarowe emo. Kompozycje są przestrzennie teatralne w swoim brzmieniu, lecz nie trącą pretensjonalnością. Wokal Paula Banksa, mimo że bardzo charakterystyczny, cieszy brakiem manieryczności, dlatego też w pełni może prowadzić nas przez wszystkie wyśpiewane historie. I mimo, że stężenie gitar, melodii i śpiew może kojarzyć się ze skomercjalizowanym Placebo, należy stwierdzić, że Interpol pozostaje poza systemem pop-znaczeń.