PJF, czyli Przyjdź Jutro Familia. Już sama nazwa ekipy wskazuje na to, że Bearde i PeRu nie są pracoholikami, co zresztą słychać w kawałkach. Jednak o tym za chwilę.
Raperzy zaprosili do współpracy dwóch producentów, z czego tylko jeden miał szansę na pokazanie swoich umiejętności. Cztery, z pięciu beatów na płycie, jest autorstwa krakowskiego producenta FulSa. Jest to, jak na razie, podziemny producent, z mocnym akcentem na „na razie”. W ciągu trzech lat składania beatów FulSowi udało się nawiązać współpracę z Pihem, oraz co ciekawsze, z Chrisem Brownem i Tonym Yayo’a. Co prawda jakoś tych beatów nie jest powalająca, jednak sam fakt zaistnienia na mix tape’ach amerykańskiego mainstreamu jest imponująca. Imponujący jest również fakt, że FulS, pomimo takich znajomości, zrobił bardzo dobre produkcje na podziemny projekt. Co prawda nie mamy tu dźwiękowych eksperymentów, ani fenomenalnych niszczycieli bębenków. Jest za to, coś co typowy słuchacz lubi najbardziej; beaty o klasycznym brzmieniu poruszającym głowę. Trzeba przyznać, że produkcje są tu największym atutem EPki. Oprócz FulSa, mam jeszcze jednego beatmakera – Dosmona. Niestety producent, ani nie zachwycił, ani też nie miał zbytnio okazji do wzbudzenia zachwytu. Jego jeden beat nie był porywający. Szczerze mówiąc, gdybym nie przeczytał na opakowaniu o jeszcze jednym producencie, uznałbym, że FulS robiąc „3naście”, miał słabszy dzień.
Wracając do Bearda i PeRu, to jak sami przyznają, są leniami. Wskazuje na to nazwa grupy, tytuł „O tym, że jak nie teraz, to kiedy indziej, czyli: Jutro”, oraz … flow. Raperów charakteryzuje powolne, spokojne i leniwe flow. Nie mamy tu ani nagłego przyspieszania, ani połamanego stylu. Przez pięć utworów chłopaki trzymają się wyznaczonej stylistyki. W tej sytuacji nie jest to złe, jednak obawiam się, że w przypadku płyty długogrającej, po pięciu utworach, taki flow by nie tylko nudził, ale wręcz męczył. Jeśli chodzi o teksty, to jest to tzw. „ekipa bez lidera”. Ani Bearde, ani PeRu specjalnie nie błyszczą, jednak współpracują ze sobą, co owocuje w spójne teksty. Widać, że raperzy wiedzą o czym chcą nagrywać i robią to wspólnie. Dzięki temu dobrze się słucha, o tym, że są fajni, piją rum, a sławę mają w nosie.
EPka „Płyta? To za dużo powiedziane” nie jest materiałem, który dorówna klasykom podziemia, zaś Bearde i PeRu nie są mainstreamem podziemia. Jednak nie jest to materiał, którego należy się pozbyć, bo drażni uszy. Moim zdaniem może być to przedsmak umiejętności młodego pokolenia katowickich raperów. Miejmy nadzieję, że słowa „o tym, że jeszcze nieraz nas usłyszysz” sprawdzą się w rzeczywistości.
Raperzy zaprosili do współpracy dwóch producentów, z czego tylko jeden miał szansę na pokazanie swoich umiejętności. Cztery, z pięciu beatów na płycie, jest autorstwa krakowskiego producenta FulSa. Jest to, jak na razie, podziemny producent, z mocnym akcentem na „na razie”. W ciągu trzech lat składania beatów FulSowi udało się nawiązać współpracę z Pihem, oraz co ciekawsze, z Chrisem Brownem i Tonym Yayo’a. Co prawda jakoś tych beatów nie jest powalająca, jednak sam fakt zaistnienia na mix tape’ach amerykańskiego mainstreamu jest imponująca. Imponujący jest również fakt, że FulS, pomimo takich znajomości, zrobił bardzo dobre produkcje na podziemny projekt. Co prawda nie mamy tu dźwiękowych eksperymentów, ani fenomenalnych niszczycieli bębenków. Jest za to, coś co typowy słuchacz lubi najbardziej; beaty o klasycznym brzmieniu poruszającym głowę. Trzeba przyznać, że produkcje są tu największym atutem EPki. Oprócz FulSa, mam jeszcze jednego beatmakera – Dosmona. Niestety producent, ani nie zachwycił, ani też nie miał zbytnio okazji do wzbudzenia zachwytu. Jego jeden beat nie był porywający. Szczerze mówiąc, gdybym nie przeczytał na opakowaniu o jeszcze jednym producencie, uznałbym, że FulS robiąc „3naście”, miał słabszy dzień.
Wracając do Bearda i PeRu, to jak sami przyznają, są leniami. Wskazuje na to nazwa grupy, tytuł „O tym, że jak nie teraz, to kiedy indziej, czyli: Jutro”, oraz … flow. Raperów charakteryzuje powolne, spokojne i leniwe flow. Nie mamy tu ani nagłego przyspieszania, ani połamanego stylu. Przez pięć utworów chłopaki trzymają się wyznaczonej stylistyki. W tej sytuacji nie jest to złe, jednak obawiam się, że w przypadku płyty długogrającej, po pięciu utworach, taki flow by nie tylko nudził, ale wręcz męczył. Jeśli chodzi o teksty, to jest to tzw. „ekipa bez lidera”. Ani Bearde, ani PeRu specjalnie nie błyszczą, jednak współpracują ze sobą, co owocuje w spójne teksty. Widać, że raperzy wiedzą o czym chcą nagrywać i robią to wspólnie. Dzięki temu dobrze się słucha, o tym, że są fajni, piją rum, a sławę mają w nosie.
EPka „Płyta? To za dużo powiedziane” nie jest materiałem, który dorówna klasykom podziemia, zaś Bearde i PeRu nie są mainstreamem podziemia. Jednak nie jest to materiał, którego należy się pozbyć, bo drażni uszy. Moim zdaniem może być to przedsmak umiejętności młodego pokolenia katowickich raperów. Miejmy nadzieję, że słowa „o tym, że jeszcze nieraz nas usłyszysz” sprawdzą się w rzeczywistości.