„Na nasz widok kobieta zmartwiała, ale po chwili, zamiast uciekać porzuciwszy na jezdni wiadra, pobiegła przez plac wprost w kierunku naszego samochodu. Siwa staruszka nie mogła złapać tchu. Wykrzykiwała coś bezwładnie. Wysiadłem, pytając po niemiecku czego chce. Odpowiedziała, że wraz z mężem Janem Łabędziem, mieszka od trzydziestu lat w Szczecinie, że słyszała, że Polacy mają wejść do Szczecina i że właśnie zobaczyła polską flagę.”
Dziś trudno nam wyobrazić sobie, jakie wrażenie robiła na Polakach niewielka polska chorągiewka przymocowana do polskiego fiata Piotra Zaremby. W czasie niemieckiej okupacji była to rzecz, której nie można było zauważyć nigdzie. Przez długich 6 lat wojny, nawet najmniejsza chorągiewka mogła ściągnąć na Polaka mieszkającego w Szczecinie karę śmierci.
Zaremba dowiedział się od pani Łabędziowej, że w Szczecinie są Polacy, choć nieliczni. Chowają się dalej w piwnicach, gdyż nie wiedzą do końca, do kogo należy miasto i kiedy nastąpi jakakolwiek stabilizacja. To dogadywanie się jak Polak z Polką poszło bardzo udanie. Pani Łabędziowa obiecała, że jeszcze tego samego dnia przyprowadzi znanych jej Polaków ukrywających się w gruzach Szczecina do budynku na Wałach Chrobrego i tam zaczną zastanawiać się, jak mogą pomóc nowej polskiej ekipie przybyłej do miasta. Ci Polacy, którzy doskonale znali miasto w czasie wojny i wcześniej, byli doskonałym początkiem polskiej administracji. Wiedzieli, gdzie są odpowiednie magazyny żywności, gdzie są byłe urzędy, gdzie wreszcie można znaleźć pierwsze kuchnie do rozpoczęcia wydawania posiłków.
Polacy ci, z dumą nazywali się 'pierwszymi szczecinianami' i zasługiwali na ten tytuł z całkowitą pewnością.