17 maja, na skutek protestów dyplomatycznych w USA i Wielkiej Brytanii, polski prezydent musi wraz ze swoimi urzędnikami opuścić Szczecin.
Ten „szczeciński rząd na wygnaniu” trafia wpierw do pobliskiego Stargardu. Szybko okazuje się, że w spalonym mieście jest bardzo mało lokali odpowiednich dla pracy biurowej. W tej sytuacji wojewoda Leonard Borkowicz decyduje, że lepiej przenieść tymczasową stolicę polskiego Pomorza Zachodniego do Koszalina. Właśnie tam ocalał duży urząd tamtejszej rejencji, idealny dla pomorskich władz wojewódzkich.
Zaremba ma swoje własne problemy. Walczy, by z trudem zebrany zespół fachowców, którzy mieli uruchomić Szczecin, po prostu się nie rozszedł. W momencie, kiedy ludzie tracą nadzieję na sukces, każdy zaczyna się zastanawiać czy nie pójść w swoją stronę. Dlatego już w Stargardzie 20 maja Zaremba zbiera 112 „Szczecinian”, bo tak nazywano tych pionierów i zarządza zbiórkę. Jest tam i pluton milicji ze swym sztandarem i grupa umundurowanych strażaków, są i tramwajarze. Wszyscy podpisują się pod dokumentem - uroczystą deklaracją, w której obiecują, że na każde wezwanie są gotowi wrócić do Szczecina i na nowo podjąć trud odbudowywania miasta. Po cichu zaś, Zaremba powołuje „Grupę operacyjną Szczecin”, której szefem zostaje jego zastępca Franciszek Jamroży. Ma ona utrzymywać kontakt z pozostałymi w mieście Polakami, zbierać informacje na temat działań niemieckiego magistratu i przygotowywać ewentualny powrót polskich władz do miasta. 23 maja wygnańcy Zaremby trafiają wreszcie do Koszalina i szczecinianie dostają osobną część budynku ze swoimi pomieszczeniami. Sam budynek przypominał troszeczkę średniowieczny zamek, ale miał jedną zaletę: był nie zburzony i na urzędników czekał tam bezcenny sprzęt biurowy. Korzystając z faktu, że wciąż do stacji Szczecin Gumieńce kursowały polskie pociągi z Poznania, grupa Jamrożego wysyła tam swoich ludzi. Nie rzucając się w oczy, na miejscu odnotowują działania Niemców i raportują o wszystkim Piotrowi Zarembie. Wreszcie 24 maja przychodzi najbardziej istotna wiadomość. Zaremba dowiaduję się, że niemiecki zarząd rozpoczyna wydawanie tymczasowych niemieckich dowodów osobistych, a niemiecka Hilfspolizei otrzymuje od Rosjan zgodę na operowanie w całym mieście, a nie tylko na Niebuszewie. Oznacza to, że pod nadzorem niemieckiej policji, będzie także i polska ludność, która osiedliła się w centrum miasta i wierzy w powrót Zaremby. Liczba ludności niemieckiej w Szczecinie cały czas wtedy wzrasta i zbliża się już do 25 tysięcy. Jeszcze 3 tygodnie temu było ich tylko 6 tysięcy. Zaremba zaczyna bać się, że Niemcy zaludnią miasto na nowo, zanim Polska wróci do Szczecina.
Ten „szczeciński rząd na wygnaniu” trafia wpierw do pobliskiego Stargardu. Szybko okazuje się, że w spalonym mieście jest bardzo mało lokali odpowiednich dla pracy biurowej. W tej sytuacji wojewoda Leonard Borkowicz decyduje, że lepiej przenieść tymczasową stolicę polskiego Pomorza Zachodniego do Koszalina. Właśnie tam ocalał duży urząd tamtejszej rejencji, idealny dla pomorskich władz wojewódzkich.
Zaremba ma swoje własne problemy. Walczy, by z trudem zebrany zespół fachowców, którzy mieli uruchomić Szczecin, po prostu się nie rozszedł. W momencie, kiedy ludzie tracą nadzieję na sukces, każdy zaczyna się zastanawiać czy nie pójść w swoją stronę. Dlatego już w Stargardzie 20 maja Zaremba zbiera 112 „Szczecinian”, bo tak nazywano tych pionierów i zarządza zbiórkę. Jest tam i pluton milicji ze swym sztandarem i grupa umundurowanych strażaków, są i tramwajarze. Wszyscy podpisują się pod dokumentem - uroczystą deklaracją, w której obiecują, że na każde wezwanie są gotowi wrócić do Szczecina i na nowo podjąć trud odbudowywania miasta. Po cichu zaś, Zaremba powołuje „Grupę operacyjną Szczecin”, której szefem zostaje jego zastępca Franciszek Jamroży. Ma ona utrzymywać kontakt z pozostałymi w mieście Polakami, zbierać informacje na temat działań niemieckiego magistratu i przygotowywać ewentualny powrót polskich władz do miasta. 23 maja wygnańcy Zaremby trafiają wreszcie do Koszalina i szczecinianie dostają osobną część budynku ze swoimi pomieszczeniami. Sam budynek przypominał troszeczkę średniowieczny zamek, ale miał jedną zaletę: był nie zburzony i na urzędników czekał tam bezcenny sprzęt biurowy. Korzystając z faktu, że wciąż do stacji Szczecin Gumieńce kursowały polskie pociągi z Poznania, grupa Jamrożego wysyła tam swoich ludzi. Nie rzucając się w oczy, na miejscu odnotowują działania Niemców i raportują o wszystkim Piotrowi Zarembie. Wreszcie 24 maja przychodzi najbardziej istotna wiadomość. Zaremba dowiaduję się, że niemiecki zarząd rozpoczyna wydawanie tymczasowych niemieckich dowodów osobistych, a niemiecka Hilfspolizei otrzymuje od Rosjan zgodę na operowanie w całym mieście, a nie tylko na Niebuszewie. Oznacza to, że pod nadzorem niemieckiej policji, będzie także i polska ludność, która osiedliła się w centrum miasta i wierzy w powrót Zaremby. Liczba ludności niemieckiej w Szczecinie cały czas wtedy wzrasta i zbliża się już do 25 tysięcy. Jeszcze 3 tygodnie temu było ich tylko 6 tysięcy. Zaremba zaczyna bać się, że Niemcy zaludnią miasto na nowo, zanim Polska wróci do Szczecina.