Schody do nieba
Radio SzczecinRadio Szczecin » Schody do nieba » Wywiady
1-Na samym początku chciałbym podziękować za przepiękną muzykę i tę nową płytę No Man. Cieszę się, że są jeszcze ludzie, którzy potrafią robić takie rzeczy.

Dziękuję. Jest to także nasza ulubiona płyta i chyba dlatego zrobienie jej zajęło nam 5 lat. Byliśmy zdeterminowani, by nagrać płytę taką, jaką chcieliśmy nagrać. Inną od starszych nagrań i tamtych czasów.
2-Często, gdy rozmawiam z muzykami zastanawiam się jak wiele siły trzeba mieć by pozostać wiernym samemu sobie. Co tydzień na moim biurku lądują płyty, zmieniają się tylko nazwy wykonawców, a muzyka wydaje się być wciąż tą samą, podobną do jakieś innej piosenki, która kilka miesięcy temu dotarła do pierwszego miejsca listy przebojów.

To zależy od powodu, dla którego tworzysz muzykę. Razem ze Stevenem Wilsonem poświęciliśmy się temu, ze względu na: po pierwsze, emocjonalną potrzebę zrobienia czegoś nowego, pisanie muzyki jako terapia umysłu, a po drugie, zawsze kochaliśmy muzykę, byliśmy tym najbardziej zainteresowani. W No Man robimy wspólnie płyty, ponieważ chcemy zaskakiwać samych siebie, odkrywać się nawzajem przez muzykę. Wiele osób "wchodzi" w muzykę, albo by kopiować to, co mają w swoich kolekcjach płyt lub by robić pieniądze, osiągnąć sukces. Natomiast my chcieliśmy po prostu coś rozpocząć.

3-Czy kiedykolwiek byliście, jako No Man, naciskani by zmienić swoją muzykę?

Tak. Podpisaliśmy kilka kontraktów z dużymi wytwórniami w latach 90., np. Epic/Sony w Ameryce, czy One Little Indian tu w Anglii. Muzyka, którą produkowaliśmy była modna na wyspach na początku lat 90. Eksperymentowaliśmy z naszym własnym zespołem, a także z hip hopem, dance. Przypuszczam, że pracowaliśmy na tym samym obszarze, co ludzie z Portishead, czy Massive Attack. My robiliśmy muzykę "czystą", kreatywną, interesującą. Ale kiedy podpisaliśmy kontrakt pojawiły się naciski na robienie muzyki w pewien sposób, dostosowywania się do pewnych stylów. Tak naprawdę byliśmy odpowiedzialni za produkcję "Flowermouth", który był w tamtych ciężkich czasach naszą najbardziej eksperymentalną płytą. Nie reagowaliśmy dobrze na takie naciski. Tworzyliśmy coś, czego wytwórnie tak naprawdę nie chciały.

4-Czy gdybym obudził cię w środku nocy, pamiętałbyś wszystkie płyty, na których śpiewałeś i muzyków, z którymi pracowałeś?

Tak, mam dobrą pamięć. Było ich dosyć dużo. Tak jak No Man, który jest moim głównym zespołem i cieszy mnie, że jest to najważniejszy projekt, w którym się udzielam. Działam również w Samuel Smiles, który jest bardziej projektem autorskim, zajmującym się także produkowaniem płyt. I w tym tygodniu byliśmy na trasie z Marillion. Udzielam się także w zespole Henry Fool, który jest bardziej improwizującym zespołem rockowym oraz w Darkroom, który jest projektem elektroniczno-dance'owym. Steven ma Bass Communion, Porcupine Tree i IEM. I jednym z powodów, dla których No Man wciąż jest czymś świeżym jest to, że nieustannie jesteśmy muzykami, mamy nieustanny kontakt z muzyką.

5-Czy praca w kilku zespołach, udział w różnych projektach nie powoduje zbytniego rozproszenia energii?

Uważam, że mogłoby. Lecz generalnie znaleźliśmy na to sposób. To prawda, że nowy album No Man robiliśmy 5 lat, lecz nie chodziło o energię potrzebną do innych projektów, bardziej o to, by brzmiało to dobrze. Kilka utworów, jak: "Outside The Machine", czy "Returning Jesus" powstały bardzo szybko i brzmiały dobrze, prawie idealnie. Ale były też utwory, jak: "Only Rain" i "Lighthouse". 5 lub 6 lat zabrało nam dostosowanie do nich brzmienia instrumentów i zrobienia z tego muzyki. Oczywiście mieliśmy ludzi jak Steve Jansen, Colin Edwin, Ian Carr, Ian Dixon. Mieliśmy pomysł na to, co chcemy osiągnąć. Współpraca z innymi muzykami była bardziej ożywcza, niż męcząca.

6-Czy możesz powiedzieć, że któryś z twoich projektów jest dla Ciebie najważniejszy?

Tak. Dla mnie to zawsze będzie No Man. Tym, co łączy mnie ze Stevenem Wilsonem jest to, że czuję, iż wydajemy coś najlepszego. Być może w swoich projektach mamy pewne rzeczy, które chcemy dalej rozwijać. Ja mam skłonności do większego zapatrzenia w pop, niż powinienem mieć, natomiast Steven wyciąga mnie z tego. To jest ten rodzaj związku, który się równoważy, możemy pozwolić sobie na pewne rzeczy. No Man jest projektem, w który od zawsze byłem zaangażowany i wciąż jestem.

7-Czy w ogóle możesz powiedzieć, że któryś z nich jest naprawdę twój?

W Samuel Smiles piszę większość muzyki, ale to także zależy od wkładu pozostałych muzyków. W nowym projekcie - Henry Fool więcej gram na gitarze niż śpiewam. Steven mógłby to samo powiedzieć o Bass Communion i IEM, całkowicie jego projektach. W No Man ten podział wynosi 50:50.

8-Myślisz o płycie, na której dużymi literami byłoby napisane Tim Bowness, czyli płycie, za którą odpowiadałbyś w 100%, solowej?

Pewne rzeczy w Samuel Smiles były takimi, lecz zawsze istniała możliwość współpracy z Davidem Thornem, Davidem Sylvianem, a także Jarboo - wokalistą Swans. Mam wystarczająco dużo własnego materiału na solową płytę. Ale muszę też dodać, że uwielbiam pracować z ludźmi, ponieważ to tworzy nową jakość dla mojego głosu, stylu pisania. Współpraca z ludźmi pozwala pracować mi szybciej. Jeśli nie dzieliłbym tego z kimś szłoby to o wiele wolniej, natomiast, gdy współpracujesz z ludźmi, cały czas pchasz to do przodu.

9-Pamiętasz moment, w którym zdecydowałeś się poświęcić muzyce, była to świadoma decyzja czy zbieg okoliczności?

Było to związane z oboma tymi rzeczami. Gdy byłem nastolatkiem muzyka zajmowała mi wiele czasu było to coś, do czego uciekałem. Muzyka, literatura były rzeczami bardzo dla mnie ważnymi. Kiedyś pracowałem w biurze, była to bardzo smutna praca i wszystko, co mogłem wtedy robić to siedzieć i pisać okropne wiersze lub teksty piosenek. I to właśnie wtedy zdecydowałem, że jest to jedyna rzecz, jakiej chcę się poświęcić.

10-Czy kiedykolwiek uczyłeś się śpiewu? Chodzi mi o regularne lekcje.

Nie. Może powinienem, lecz zawsze dobrze śpiewałem. Mam bardzo naturalny głos, ponieważ zacząłem śpiewać w wieku 18 lat. Mój głos cały czas się zmienia, słychać to chociażby na płytach, czy też koncertach, kiedy to mój głos jest o wiele bardziej rockowy niż ludzie potrafią to sobie wyobrazić. Zawsze bardzo emocjonalnie podchodzę do tego, co robię, co piszę. Nie ma nic gorszego, niż użycie w muzyce niewłaściwego wokalu. Nie musisz być aż tak bardzo współczującym, by muzyka była smutna i emocjonalna. W latach 80 - tych starałem się "dokuczać" bardziej głośnym głosem, teraz staram się robić to będąc spokojniejszym wokalistą.

11-Jak doszło do spotkania ze Stevenem Wilsonem. Czy wiedzieliście, słyszeliście o sobie? Znaliście swoją muzykę?

Tak, i to bardzo dobrze. Robił jakąś płytę składankową i chciał wykorzystać na niej utwór zespołu, w którym grałem i zaprosić nas na tę płytę. Zadzwonił do mnie, odbyliśmy kilkugodzinną rozmowę telefoniczną, najczęściej tłumacząc sobie jak wstrętna jest scena muzyczna i dzieląc się własnymi zainteresowaniami muzycznymi. Po kilku miesiącach oczekiwania na telefon, złożyłem mu wizytę w studio i natychmiast zaczęliśmy pisać, usiedliśmy i w 2 godziny napisaliśmy dwie kompletnie różne piosenki, jedna miała niesamowicie agresywne beat, natomiast druga była bardzo długą epicką balladą. Bardzo szybko szło nam pisanie razem. Nigdy nie mieliśmy trudności tworząc razem i wciąż nawzajem się zaskakujemy.
To bardzo rzadka rzecz, ponieważ pisząc mamy dobre stosunki z innymi ludźmi, to jest rzadka rzecz, jeśli znajdujesz ludzi, z którymi pisanie idzie ci tak łatwo. Pracuję z naprawdę dobrymi muzykami, którzy potrafią stworzyć dosłownie wszystko. Tak, mamy dobre stosunki.

12-Jaki jest podział "obowiązków" w No Man. Steven zajmuje się tylko dźwiękami, brzmieniem, a ty stroną wokalną, czy może wszystko powstaje wspólnie. Chodzi mi o to czy każdy z was pracuje osobno czy może spotykacie się i improwizujecie razem?

Pracujemy na oba te sposoby. To, co robimy musi być po prostu dobre. Opowiem ci o tym na przykładzie "Returning Jesus". "Outside The Machine" i "Carolina Skeletons" stworzyliśmy wspólnie przy pianinie. On grał na pianinie, może ja dodałem kilka linii gitarowych, które on przeniósł na pianino. Bardzo dużo napisaliśmy wspólnie. "Returning Jesus" będzie czymś, co pozwoli postrzegać mi muzykę jako całość. Ja pisałem wokale i teksty i podsuwałem pewne pomysły produkcyjne. "Lighthouse" i "All That You Are" powstały z moich pomysłów i uzupełniane były czymś innym przez Stevena.

13-W wielu artykułach można przeczytać, że wasza wersja "Colours" Donovana była zapowiedzią trip-hopu. Jednak, gdy mówimy trip-hop mamy na myśli przede wszystkim Massive Attack lub Portishead. Dlaczego nie No Man?

Uważam, że prawdopodobnie robiliśmy to lata przed wieloma tymi zespołami. W późnych latach 80, gdyż zaczęliśmy współpracować w '87, a w '89 byliśmy podekscytowani hip hopem, który wówczas usłyszeliśmy. Było to ważniejsze niż cokolwiek innego, więc dostosowaliśmy to do naszej twórczości, co było bardzo trudne. Wiesz, lubimy wszystko od muzyki klasycznej po jazz, dance, wczesny rock progresywny. Mieliśmy bardzo szerokie zainteresowania. Dostosowaliśmy, więc również i hip hop do naszej muzyki. "Colours" nawet po tych 11 latach wciąż brzmi dla mnie nowocześnie. Przypuszczam, że "Days In The Trees" miały na nas taki wpływ jak na Massive Attack, Portishead i Tricky'ego. Myślę, że przypadkowo inspirowaliśmy się obecną sceną hip hopową, produkując coś bardzo bliskiego trip hopowi.

14-Gdy w maju ubiegłego roku rozmawiałem ze Stevenem, powiedział, że nowa płyta No Man ukaże się o ile dobrze pamiętam, we wrześniu. Skąd to opóźnienie?

Wzięło się to z kilku rzeczy. Częściowo, ponieważ ukazywał się 5 lat po ostatniej płycie, częściowo, ponieważ po tym czasie chcieliśmy zrobić płytę, z której będziemy bardzo dumni, nie będzie do niej zastrzeżeń. Stąd też tyle nadmiernej ostrożności w składaniu tego albumu.
Myślę, że słychać to w tekstach i zamieszczonej tu muzyce. Częściowo, ponieważ mieliśmy zobowiązania względem rodzimych wytwórni fonograficznych, dużych wytwórni. Mieliśmy kilka rozmów, które i tak nic nie przyniosły. Częściowo też ze względu na opóźnienia ze strony wytwórni, które nie robią niczego na czas lub budzą się dopiero, gdy coś jest już dawno zrobione. Po prostu kombinacja tego wszystkiego.

15-Opowiedz o osobach, które pojawiły się na "Returning Jesus".

Ian Carr i Steve Jensen. Ta płyta, podobnie, jak "Flowermouth" jest dobrym przykładem współpracy. Oni przynosili korzyści poprzez ich doświadczenia i rozpoznawalność i mieli udział w muzyce, my natomiast dawaliśmy im muzykę, nad którą mogli pracować w różny sposób. Wybraliśmy tych ludzi z różnych powodów. Collin Edwin pracował w Porcupine Tree i No Man w trakcie "radio sessions" i jest bardzo dobrym basistą. Więc wybraliśmy go, bo wiedzieliśmy, że zrobi dobrą robotę, co udowodnił przy "Twin Peaks". Iana Carra i Steve'a Jansena wybraliśmy, gdyż pracowaliśmy z nimi wcześniej i razem ze Stevenem jesteśmy ich wielkimi fanami. Ian'a Carra lubiliśmy już wiele lat wcześniej, a Steve'a Jansena zawsze ceniłem za to, co zrobił z Japan i Rain Tree Crow. Jest wciąż moim ulubionym perkusistą. Zaprosiliśmy go, bo jest perkusistą, którego cenimy za jego podejście do instrumentu. Było to dobre posunięcie, gdyż razem z Colinem tworzą o wiele bardziej usystematyzowany zespół, niż ten, z którym pracowaliśmy wcześniej. Bena Kristofersa i Davida Customa zaprosiliśmy, ponieważ są fanami No Man. Spotkaliśmy ich na spotkaniu towarzyskim, a że byli fanami No Man zaprosiliśmy ich do nagrania płyty.

16-Zastanawiam się czy zanim zaczęliście pracę nad tą płytą mieliście jakieś założenia, np. co do brzmienia i pod tym kątem zostali zaproszeni muzycy?

Wydaje mi się, że nigdy nie zakładaliśmy jak ma być to kosztowne. Poprzednie dwie płyty zrobiłem tylko ze Stevenem, pracując z samplerami, więc kontrolowaliśmy każdy dźwięk. Teraz, dla mnie osobiście, muzyka dance, choć uległa największej progresji w okresie ostatniej półtorej dekady zaczęła się bardzo powtarzać, co jest ohydne i nudne. Nie wiem, w jakim to pójdzie kierunku. Myślę, że już niedługo skończy się drum'n'bass. Chcieliśmy zrobić coś na czasie, coś organicznego. Na samym początku zamierzaliśmy stworzyć coś przestrzennego, by zagrali tu Theo Travis, Ian Dixon. Chcieliśmy zasadniczo mocnych utworów, inspirowanych popisami solowymi.

17-W niektórych krajach, jak np. W Polsce, język angielski nie jest doskonale znany przez większość społeczeństwa i wokal, głos jest często traktowany jak dodatkowy instrument. Jak ważny jest dla ciebie tekst a jak linia melodyczna?

Zawsze pracuję nad liniami melodycznymi, teksty są na drugim miejscu. Jestem odpowiedzialny za emocjonalna część muzyki. Tworzę melodię w muzyce, dodaję ją do każdej muzyki, którą piszę. Dopiero potem tworzę teksty. Teksty są dla mnie ważne, ale chcę powiedzieć, że jest wiele wspaniałych piosenek z koszmarnymi tekstami i emocje w muzyce są najważniejsze. Ale z drugiej strony są koszmarne piosenki ze świetnymi tekstami. Nigdy nie uważałem, by treści tekstów brać do siebie. Jeśli nie znasz angielskiego możesz więcej wyciągnąć z uczuć w muzyce niż wówczas gdybyś znał język.

18-Czy można powiedzieć, że jest jakiś jeden temat, który często pojawia się w twoich piosenkach?

Trudno powiedzieć. Nowa płyta opowiada o wyobcowaniu, izolacji, faktycznych związkach międzyludzkich, żalu. "Caladan's Back" opowiada o kimś, kto boi się żyć, "Only Rain" opowiada o kimś, kto tkwi w środku martwego związku i nie ma co powiedzieć, ani dokąd pójść. Ta płyta jest retrospektywna. Wiesz, zamknij oczy a przekonasz się o stosunku ludzi do świata, ale na końcu płyty znajduje się światełko, ludzie znów zwracają się ku światowi. Inspiracje czerpałem z moich własnych doświadczeń, doświadczeń moich przyjaciół, rzeczy, które przeczytałem. "Only Rain" jest o ofiarach sukcesu, których na ogół nie widać publicznie.

19-Czy pisząc teksty rozdzielasz je: ten dla No Man, ten do Samuel Smiles ten jeszcze gdzieś Indziej?

Piszę teksty do muzyki, która właśnie powstaje. Weź na przykład "Watching Over Me" z nowej płyty. Istnieje wersja zarówno dla Samuel Smiles, jak i No Man, dotyczy to "All You Are" i "Watching Over Me". Pasują do obydwu zespołów. Ale są różnice, w No Man jest to podzielone na pół, obaj piszemy słowa, i tu Steven ma problem z Porcupine Tree decydując, co weźmie do Porcupine Tree, a co do No Man. Jeśli piszemy razem wytwarza się specyficzne brzmienie, które tworzymy, czyli No Man, coś zbliżonego do No Man. Dobre jest to, że pracując z każdym projektem piszę różne rodzaje tekstów.

20-Czy myślisz o przyszłości. Gdy rozpoczynasz jakiś projekt zastanawiasz się jak długo będzie funkcjonował?

Przypuszczam, że pracujesz w nim tak długo, jak chcesz. Jeśli chodzi o No Man, to nie wiem, czy ze Stevenem po 13 latach napisalibyśmy nową płytę i "Let Alone" byłby naszą wspólną ulubioną płytą. Tak długo, jak coś trwa w dobrym związku, tak długo może coś z tego wyjść, gdyż o to dbasz. Szczęśliwie nie mieliśmy aż tylu argumentów, które zagroziłyby zapaścią. Tak samo z innymi zespołami, które starają się być na tyle dobre, na ile to możliwe. Lecz jeśli stajesz się nudny, cofasz się, kłócisz o wszystko to wskazuje, że zespół się rozpadnie. Ale jak na, razie nie było takich problemów.

21-Czy wraz ze Stevenem rozmawiacie o swojej pracy po za No Man. Czy np. słuchasz nowych płyt Porcupine Tree?

Twórczość Porcupine Tree poznałem w No Man poprzez Silasa Maitlanda - oryginalnego perkusistę No Man i Richarda Barbieri. Pracowałem z nimi wiele lat temu przy projekcie Flame. Miałem wiele szacunku dla nich jako ludzi i muzyków, gdyż są naprawdę bardzo dobrzy w tym, co robią. Porcupine Tree jest bardziej rockowy, niż to się wydaje. Bardzo lubię Stevena i Bass Communion. Jest to wspaniałe. Jest to obopólny szacunek. Steven lubi to, co robię w Darkroom, a nie lubi zbytnio Samuel Smiles. A więc znamy nasze upodobania i mamy szacunek dla projektów, w których uczestniczymy.

22-Opowiedz o nowym projekcie Henry Fool. Niedługo ma pojawić się pierwsza płyta.

Nie jest to do końca mój projekt. Jestem w nim bardziej gitarzystą, niż wokalistą, gdyż w 2/3 jest to płyta instrumentalna. Powstał we współpracy z perkusistą Pendragon - Fudgem Smithem i Stevenem Bennetem. Jest to bardziej projekt progresywno-rockowy. Jest w nim wiele improwizacji. Jest w nim niesamowicie wiele odwołań do projektów, w których uczestniczyłem. Jest tu "Bitches Brew" Mailsa Davisa, ale również dużo wczesnego Genesis, King Crimson oraz elementów jazz rocka. Tak naprawdę nie tego oczekiwaliśmy. Świetnie się bawiłem grając na gitarze. Prawdopodobnie wydamy płytę latem. I oczywiście nie będzie to coś, czego ludzie oczekują od No Man, gdyż będą to struktury jazzowe z dużymi wpływami ambient.

23-Twój najbardziej interesujący projekt, moment w życiu?

No Man. Mam z niego najwięcej przyjemności. W tym, co robię zawsze jest przyjemność, dobrze się wówczas bawię. Coś takiego znalazłem w "Returning Jesus", który jest najlepszą płytą No Man. Zaś projekt, nad którym obecnie pracuję, Pitch Child jest najmocniejszy. Chodzi o znalezienie siebie w tym, co robisz. Nie ma nic bardziej ekscytującego, niż odkrycie w pewnym momencie "Boże, to właśnie to. Odkryliśmy nasz własny zespół, odkryliśmy coś naprawdę specjalnego". Dobrze się bawię również przy nowych projektach, nawet w Henry Fool, pomimo że bycie gitarzystą jest dla mnie czymś absolutnie nowym. Najprawdopodobniej jest to moment specjalny, który raczej będzie kontynuowany, niż porzucony. Myślę, że na "Colours" znaleźliśmy nasze brzmienie. Uważam, iż przed nim wraz ze Stevenem leniliśmy się eksperymentując na wielu różnych obszarach. To zrozumiałe, ponieważ wcześniej nie mogliśmy znaleźć tej indywidualnej przestrzeni, która zapoczątkowała No Man.

24-Opowiedz o firmie Burning Shed.

Burning Shed jest wytwórnią CD-R, tzn. w głównej mierze będzie bazowała na internecie, a więc na żądanie, poprzez sieć. Jest to wytwórnia skupiona na artystach chcących tworzyć bardziej eksperymentalną muzykę. Jeśli Steven lub ja będziemy chcieli nagrać płytę dla Third Stone, która, powiedzmy, zostanie sprzedana w 1000 egzemplarzy, będzie to strata pieniędzy dla nas i wytwórni. Natomiast w Burning Shed koszty produkcji są tak niskie, ponieważ jest to dostępne na żądanie przez sieć. Zostaniesz przez to uwolniony od jakichkolwiek nacisków, ograniczeń ze strony wytwórni. W No Man nie ma nacisków, jak w czasach "Flowermouth". Wraz ze Stevenem tworzymy muzykę, jaką chcemy. I dlatego właśnie "Returning Jesus" zajął nam 5 lat, ponieważ czekaliśmy na płytę, którą chcieliśmy nagrać. Dawanie wolnej ręki muzykom, tak jak nam samym wprowadza całkowitą wolność twórczą.

25-Powrócę do mojej rozmowy ze Stevenem. Powiedział on wtedy, że No Man nie koncertuje. Ale ostatnio przeczytałem, iż istnieją plany kilku występów.

Z No Man nie graliśmy na żywo od 1993 roku. Graliśmy kilka tras na wyspach w 1992 i 93. Dosyć dużo grałem na żywo z Samuel Smiles, i zamierzam to zrobić z Henry Fool. Chciałbym grać więcej z No Man, więc pewnego dnia zagramy w Holandii, Polsce, Włoszech i Słowacji. Najprawdopodobniej będzie to pierwsza od lat trasa No Man. Przez cały czas jestem bardzo podekscytowany jak zabrzmimy na żywo. Będzie się to różniło od czasu, gdy graliśmy ostatni raz i było to bardziej zorientowane na rock, na beat. Steven też na to czeka, więc miło byłoby zagrać.

26-Byłoby by miło zobaczyć was w Polsce.

Nam również.


Tomek Mądry, Piotr Rokicki