Niepokojący jazz. Sentymentalna trąbka na czele oraz nonszalancka perkusja. Wszystko, jednak w ładzie i porządku jak sprzed lat, wtedy, kiedy jeszcze jazz trzymał się zadymionych klubowych pomieszczeń. Ucieszyła mnie najbardziej jednak rozbita „oczywistość” jazzowa, obecna na płycie, którą uczyniła przede wszystkim elektronika. To właśnie budujący napięcie klawisz współgrający z lekko połamaną perkusją czyni ten album intrygującym. Te „niepokoje” są na krążku realizowane na wzór melodii, którymi wypełnione po brzegi były polskie filmy lat 70-tych. Gdyby odsączyć produkcje zespołu Robotobibok ze wszelkich nowatorskich, wspaniałych „udziwnień”, mogłoby się okazać, że brzmią one jak nietuzinkowy „Pop Dom”. Nie bez znaczenia również w całościowym odbiorze płyty jest z pewnością fakt, iż płyta została nagrana w sposób analogowy w studiu Macieja Cieślaka