Ten motyw powtarza się we wszystkich wspomnieniach z pierwszych trzech tygodni po odbiciu Szczecina spod władzy Niemców. Plaga pożarów i podpaleń. Hitlerowcy wycofując się z miasta, pozostawili grupy dywersyjne złożone z najbardziej fanatycznych SS-manów i członków Hitlerjugend. Dywersanci spod znaku swastyki mieli przygotowane kryjówki w gruzach Szczecina i okolicznych lasach. Przebrani w cywilne ubrania, działali w nocy, inicjując pożary w różnych punktach miasta. Ich zwalczaniem zajmowały się sowieckie patrole, złapanych dywersantów często rozstrzeliwano na miejscu lub wysyłano z innymi niemieckimi jeńcami na Sybir. Zatrzymywania podejrzanych grup niemieckich cywili, dokonywała też polska milicja, ale byli to w większości ochotnicy, którzy nie mieli jeszcze wojskowego, czy milicyjnego doświadczenia. Do dzisiaj cała ta sprawa nie jest odpowiednio zbadana. Mało kto wtedy prowadził dokumentacje incydentów z udziałem niemieckich dywersantów.
Ulica Staromłyńska tuż po zajęciu miasta przez Rosjan. W takich gruzach ukrywały się grupy nazistowskich podpalaczy.
Nieco światła na te wydarzenia rzuciłaby dokumentacja sowieckiej NKWD ale ta spoczywa w pilnie strzeżonych archiwach w Moskwie. Ale nieco śladów po tamtych atakach pogrobowców III Rzeszy pozostało we wspomnieniach Polaków z tamtych dni. Były to dni wytężonej służby dla pierwszych polskich strażaków, którzy objęli remizę przy ulicy Grodzkiej. Do gaszenia pożarów skierowano wtedy wielu Polaków, którzy zgłaszali się do władz miasta, gotowi do ochotniczej służby. W raporcie polskich władz miejskich dla urzędu Pełnomocnika Rządu w Pile z 1 maja 1945 czytamy:
Wspomniany w raporcie pożar zniszczył bezcenną dokumentację i plany portu szczecińskiego. Utrudniło to potem odbudowę urządzeń portowych.
„Proszę o niezwłoczne zarządzenie przysłania obsad straży pożarnej z Poznania i innych miast do Szczecina. Dziś było 21 pożarów, z czego 17 dywersyjnych, według oświadczenia komendanta miasta. W tej chwili gasimy podpalony gmach Urzędu wojewódzkiego (skrzydło północne). Pożar wybuchł w piwnicy – wyraźne podpalenie przez dywersję, mimo posterunków”.
Wspomniany w raporcie pożar zniszczył bezcenną dokumentację i plany portu szczecińskiego. Utrudniło to potem odbudowę urządzeń portowych.
Piotr Zaremba pisząc o wydarzeniach w dniu 4 maja 1945 roku wspominał:
„Pożary w mieście nie ustawały i podpalacze działali nadal, omijając fragmenty dzielnic już przez nas zaludnionych. O tym, że niemieckie grupy wojskowe wciąż jeszcze działają z ukrycia świadczy incydent, jaki wydarzył się 4 maja o godzinie 15. Gdy Jan Lesikowski wciągał biało-czerwoną flagę na maszt gmachu zarządu miejskiego przy Jasnych Błoniach, strzelano do niego i jego kolegów z ruin narożnego domu przy ulicy Felczaka. Natychmiastowa obława przeprowadzona przez znajdujących się w gmachu poznańskich milicjantów pod dowództwem sierżanta Stefana Koniecznego, doprowadziła do ujęcia dwóch uzbrojonych hitlerowców w cywilnych ubraniach. Reszta Niemców dywersantów wycofała się do pobliskiego Lasu Arkońskiego, gdyż (jak się to za pięć dni okazało)- tam właśnie znajdował się zawczasu przygotowana baza do długotrwałej działalności dywersyjnej."
Ostatnią wielką akcją wzniecenia pożaru, którą przypisywano niemieckim dywersantom był pożar tak zwanego „Czerwonego ratusza” przy Placu Tobruckim. Według innej wersji gmach podpalił, strzegący go niemiecki strażnik, który w ataku szału wymordował własną rodzinę i podpalił gmach za pomocą kanistrów z benzyną. Tak czy inaczej budynek spłonął w całości, pełen bezcennej wtedy powierzchni biurowej. Przy okazji spłonęło też bardzo wiele dokumentacji miejskiej. Budynek odbudowano dopiero w 1959 roku. Od połowy maja liczba podpaleń o typowo dywersyjnym charakterze spada, ale pojawia się za to nowy problem - to pożary wzniecane przez pijanych żołnierzy sowieckich, lub podpalenia mające zamaskować działalność polskich szabrowników.
Ruiny Czerwonego ratusza przy Placu Tobruckim pozostałe po podpaleniu gmachu w pierwszych dniach maja 1945.