Miały być dziś, ale się nie odbyły, kiedy więc wybierzemy prezydenta Polski? Goście "Kawiarenki Politycznej" Radia Szczecin dyskutowali w niedzielę na ten temat.
- Wydaje mi się, że odsunięcie tego minimum na jesień to pierwsza rzecz, o której powinniśmy rozmawiać. Natomiast dziś powinniśmy rozmawiać w polskim parlamencie o dwóch rzeczach: zdrowiu i gospodarce. Widzi pan, co się dzieje na polskich ulicach? Widzi pan, co się dzieje w Świnoujściu, na naszym przejściu granicznym? Gdzie jest tu Prawo i Sprawiedliwość, które reaguje we właściwy sposób? - pytał Rzepa.
Podobnego zdania była senator Magdalena Kochan z Platformy Obywatelskiej. - Odpowiedź jest prosta: wtedy, kiedy zdrowie Polaków nie będzie narażone na szwank. Przypomnę, że dopiero w sierpniu kończy się kadencja prezydenta Andrzeja Dudy. W związku z powyższym trzeba przygotować to w rozmowach z epidemiologami i ten termin dostosować do ich zdania w tej kwestii - powiedziała Kochan.
Zdaniem Dariusza Wieczorka, posła Nowej Lewicy, termin 23 maja nie jest już dziś realny.
- Były nieoficjalne doniesienia, że miało być orędzie pani Marszałek, a jego nie było, więc termin 23 maja jest już nierealny, chociaż Prawo i Sprawiedliwość jest nieobliczalne - dodał Wieczorek.
Poseł Michał Jach z Prawa i Sprawiedliwości powiedział, że opozycja boi się wyborów, bo kandydatka Koalicji Obywatelskiej ma jedynie dwa procent poparcia. - Trzeba mieć dobrych kandydatów. Do rekordów Guinnessa będzie zapisana nasza obecna kampania, gdzie poparcie w społeczeństwie kandydatki najważniejszej partii opozycyjnej w ciągu ponad dwóch miesięcy spadło o 27 procent. Czy to nie daje wam z Platformy Obywatelskiej do myślenia? - pytał Jach.
Wybory prezydenckie miały się odbyć 10 maja, jednak epidemia koronawirusa i jej następstwa spowodowały, że organizacja głosowania okazała się niemożliwa. Liderzy Zjednoczonej Prawicy, stanowiący większość sejmową, ustalili, że wybory odbędą się w innym terminie.