Schody do nieba
Radio SzczecinRadio Szczecin » Schody do nieba » Wywiady
1-W tym roku obchodzisz 40 rocznicę pracy artystycznej. Dla wielu jesteś kojarzony przede wszystkim z Jethro Tull. Powiedz nam, czym się zajmowałeś zanim dołączyłeś do tego zespołu. Powiedzmy od roku 1963?

Myślę, że początkowo byłem - jak wielu innych zresztą - w szkolnym zespole, grając, a właściwie ucząc się grać muzykę. W moim przypadku był to przede wszystkim blues. Nie słuchałem wtedy tak naprawdę dużo popu, była to raczej czarna, amerykańska muzyka: folk blues, urban blues - Sonny Boy Williamson, Sonny Terry, takich facetów. Zacząłem tak grać jako nastolatek, a ten szkolny zespół przeszedł kilka zmian i pozwolił mi dotrwać do 1968 roku. Jakieś pięć lat wcześniej zacząłem ćwiczyć granie na gitarze z kolegami w szkole.

2- Przez te wszystkie lata byłeś świadkiem rewolucji technologicznej w nagrywaniu, tworzeniu dźwięków, brzmienia, zaczynając od analogowych magnetofonów na taśmy, poprzez stoły mikserskie, aż po elektroniczne instrumenty klawiszowe, perkusje i dzisiejszą digitalizację produkcji. Czy jest coś takiego, o czym myślisz, że było naprawdę wielkim wynalazkiem, a nie tylko gadżetem?
Uważam, że były takie dwie, podstawowe rzeczy. Pierwsza z nich datuje się jeszcze na lata 40 i 50 i jest nią wynalezienie i udoskonalenie gitary elektrycznej, kiedy to Fender i Gibson wyprodukowali coś, co właściwie stało się rewolucją we współczesnej muzyce. Stworzyli gitarę basową i prowadzącą, czyli fundament wszystkiego tego, co nazywamy muzyką rockową. To bardzo ważny element tej rewolucji. Można dorzucić do tego pierwsze, elektroniczne klawisze, organy Hammonda czy innych firm. To jest ten czas, kiedy to wszystko się zaczęło, kiedy rock zaczął się rozwijać, a następnie szybko przeniknął do bluesa i jazzu. Następna taka duża rewolucja technologiczna zdarzyła się w latach 1981-82 kiedy wynaleziono cyfrowe sequencery, samplery i programowalne, cyfrowe automaty perkusyjne. Wtedy właściwie narodziła się prosta muzyka programowana na komputerach. I tak naprawdę to jest ta technologia, z którą pracujemy do dnia dzisiejszego.
W latach 81- 82, kiedy ta technologia stała się dostępna dla użytkowników takich jak ja, to zaznaczyła się też zmiana w sposobie robienia płyt, występów, które dawaliśmy i tak naprawdę to, czym dysponujemy teraz jest to ciągle to samo, co powstało wtedy, tyle, że zmienione z samplerów 8-bitowych na powszechnie używane dzisiaj w większości profesjonalnych nagrań samplery 24-bitowe.
W ostatnich 23 - 24 latach tak naprawdę niewiele się zmieniło. To jest ta tak zwana "nowa technologia", która pozwala nam robić wszystko: od muzyki elektronicznej po orkiestrową. Dzisiejsze nagrania muzyki orkiestrowej są bezpośrednio nagrywane cyfrowo. Jestem pewien, że dzisiaj w Albert Hall nagrywa się wszystko bezpośrednio na twardy dysk komputera, a później zostanie to przeformatowane na jakiś cyfrowy format audio. Tak właśnie się teraz pracuje. Także nawet muzyka klasyczna i akustyczna jest obecnie digitalizowana dla uzyskania lepszej, czystszej jakości dźwięku. Uważam, że ta digitalizacja to największy dar dla współczesnej muzyki, jaki otrzymaliśmy.

3- Czy zauważasz w takim razie jakąś różnicę w odbiorze muzyki przez słuchaczy, powiedzmy, z lat 70 - tych, a tymi współczesnymi?

Uważam, że teraz dysponujemy większą ilością elementów, którymi możemy ich zainteresować. Myślę, że sposób, w jaki ludzie słuchają dziś muzyki jest może trochę bardziej powierzchowny, nie wymagający aż takiej koncentracji jak w latach 70. Ludzie są w stanie skoncentrować się na krótsze odcinki czasu, bo jest tyle rzeczy dookoła nich, które walczą o ich pieniądze wydawane na rozrywkę. Nie sądzę żeby to był dobry klimat dla rozwoju inteligentnej, przemyślanej muzyki, bo większość słuchaczy woli muzykę w formacie pop, chcą trzy, czterominutowych piosenek, które mają natychmiastowy przekaz, chwytliwe melodie i refreny. Brzmią przy tym bardzo znajomo, bo są niczym recycling popu i rocka z ostatnich 30 lat! I to jest to, czego większość ludzi chce teraz słuchać: bezpośredniej, popowo-rockowej muzyki, która nie wymaga od ciebie jako słuchacza żadnego wysiłku. Paradoksalnie jednak, wymagania poważnych słuchaczy mogą mieć odbicie we wzroście licznych radiostacji nadających klasykę, przynajmniej tutaj, w Wielkiej Brytanii. Nie sądzę żeby było podobnie w Stanach Zjednoczonych. To w Wielkiej Brytanii taka ogólnonarodowa, stacja komercyjna jak Classic FM mogła odnieść taki sukces dostarczając muzykę popularną, muzykę klasyczną szerokiej publiczności, która woli jej słuchać jadąc samochodem czy siedząc w domu, niż Radio One, które nadaje muzykę pop i rockową, taką, nazwijmy to, w ?połowie drogi?. Tak, więc niektórzy chcą słuchać muzyki ambitniejszej, nie według kryteriów popowo-rockowych bo one stały się bardzo ograniczające zarówno dla twórców jak i publiczności.

4- Czy uważasz, że sam jako kompozytor i artysta, musisz teraz pracować ciężej żeby utrzymać zainteresowanie słuchaczy swoją twórczością i czy w ogóle w ten sposób podchodzisz do tego tematu. Chodzi mi o to czy traktujesz muzykę jako produkt marketingowy, który musisz sprzedać, czy dla Ciebie to jest po prostu praca, dzięki której masz co jeść?

Na szczęście w ciągu całej mojej kariery nie musiałem myśleć o mojej muzyce w sensie komercyjnym, nikt nie mówił mi jaką muzykę i jak mam ją robić. Tak było na początku i tak samo jest teraz, nie jest to więc coś, o czym muszę myśleć czy chcę myśleć. Nigdy nie myślałem, że muzyka, którą gram jako część Jethro Tull czy solo jest muzyką głównego nurtu rocka. Jest raczej dziwna, a na pewno nie możesz jej porównać z Bon Jovi, The Rolling Stones czy Pink Floyd. Nasza muzyka jest bardziej zróżnicowana i eklektyczna niż większości innych zespołów. Dlatego nigdy o tym nie myślałem i zawsze robiłem muzykę, którą akurat w danej chwili chciałem robić, i która mi się podobała, kiedy słuchałem jej sześć miesięcy później.

5- Przeczytałem coś, co kiedyś powiedziałeś i bardzo mi się to spodobało. Chodziło o nowe style w muzyce i powiedziałeś coś takiego: "dajcie dzieciakom wiaderko farby a przemalują wam dom, tyle, że pod spodem zostaną te same cegły". Czy po napisaniu tylu piosenek nie masz problemu z własnymi cegłami, twoją rutyną?

Porównując się do innych muszę powiedzieć, że raczej nie. Myślę, że muzyka, którą gram jest bardziej zróżnicowana i bardziej szczegółowa w swojej strukturze niż wiele innych. Nie sądzę zatem, żebym musiał się powtarzać czy musiał robić te same rzeczy po raz kolejny i jeszcze raz... czy budować ciągle na tych samych fundamentach. To, co gram jest satysfakcjonujące dla mnie, bo zawsze wydaje mi się świeże i nowe dla mnie, jako muzyka. Ale jedna rzecz, o której należy pamiętać robiąc muzykę, malując obrazy czy robiąc filmy, to to, że czasem celowo wracamy do rzeczy, które już wcześniej zrobiliśmy, z luźnym postanowieniem żeby popracować z tym samym pomysłem jeszcze raz, żeby go rozwinąć w innym kierunku, podnieść o stopień wyżej. To nie powinno być uważane za oznakę słabości czy braku pomysłów. To normalny powrót artysty do tego żeby po raz kolejny przerobić stary pomysł: "Lilie wodne" Moneta, malowanie tej samej góry przez Cezanne'a. Symfonie Beethovena są pełne momentów i pomysłów, do których wracał i nad którymi pracował po kilka razy - nad tempem, rytmem i strukturami muzycznych. To jest tak, że czasem myślimy, że jak mamy coś dobrego to lubimy wracać do tego i spróbować tego jeszcze raz. To coś ważnego, oczywiście nie cały czas, ale to ważny składnik, zwłaszcza kiedy jesteś już dojrzały, żeby wrócić jeszcze raz do swoich wcześniejszych pomysłów i wykorzystać je ponownie, być może w inny sposób. To jest częścią tego, co robię, ale jest celowe i nie czuję się z tego powodu zawstydzony. Dla mnie kwestia wyczerpania się pomysłów oznacza tyle, że wracam i pracuje ponownie nad starym pomysłem. Robię z tego coś nowego.

6- Wracając do Twojego najnowszego albumu. Czytając te krótkie opowieści, które umieściłeś pod opisem każdego utworu łatwo zauważyć, że Twoje utwory nie biorą się znikąd, z powietrza, no może z wyjątkiem "Gołębia latającego nad berlińskim Zoo". Wydajesz się być niczym fotograf, który robi zdjęcie konkretnej sytuacji a płyta jest jak album z nimi. Czy zgadzasz się z taką interpretacją?

Nie użyłbym słowa "fotograf". To jest inny rodzaj sztuki polegający na wykorzystaniu rzeczywistości, tego, co zastajesz i utrwalasz. To nie całkiem to samo, co robię jako twórca muzyki. Myślę, że to ma w sobie coś więcej z porównania do malarza, ponieważ zanim zostałem muzykiem przez lata uczyłem się malarstwa i rysunku. Dla mnie naturalne jest to, że myślę w sposób bardziej wizualny i czynię wizualne porównania z muzyką. Często zdarza mi się myśleć o sobie jako o malarzu krajobrazów, obserwującym rzeczy w rzeczywistości. Kolory, formy, których używam żeby wyolbrzymić, zmienić, zmodyfikować, dodać dramaturgii - to jest ta wolność, którą lubię mieć. Dlatego myślę, że porównanie do malarza jest lepsze niż do fotografa. Bo nie łapie czegoś po to żeby opisać to precyzyjnie po angielsku, używam umiejętności i językowych narzędzi żeby oddać te nawiązania do wizualności i czasem udramatyzować, dodać więcej kolorów, zrobić z tego coś większego. Myślę, że to nie tylko dozwolone, ale nawet pożądane, kiedy jesteś twórcą muzyki i słów do niej.

7- Wszystkie z tych opisów do utworów, opowieści, albo przynajmniej wiele z nich kończy się słowami "...funny old...". Czy to nie jest ironiczna odpowiedź, tym którzy pytają: "Czy Pan, Panie Anderson ciągle żyje przeszłością?".

Nie. Myślę, że to po prostu niezrozumienie brytyjskiego humoru i stosowania języka angielskiego. To jest kolokwialne określenie dla czegoś, co może być trochę zagmatwane, ale do czego czujesz się w jakiś ciepły sposób przywiązany: stare, dobre to, stare dobre tamto. Nie można tego traktować dosłownie. Co do życia przeszłością...W moim życiu to jest raczej życie z przeszłością. Było to też luźnym tytułem mojego albumu koncertowego i DVD wydanych w zeszłym roku. To bardzo ważne dla mnie żeby żyć z poczuciem osobistej przeszłości tak samo jak najnowszej historii świata. Lubię wiedzieć, co się wydarzyło, że to jest ważny punkt odniesienia do tego, co się stanie w przyszłości. Na poziomie osobistym, muzyka, którą grałem w przeszłości jest punktem odniesienia do tego, co robię teraz albo, co zrobię jutro. Życie z poczuciem przeszłości jest dla mnie bardzo ważne, ale życie przeszłością to zupełnie, co innego. Życie w wyimaginowanym balonie, nie chcąc przystosować się do współcześnie rozgrywających się wydarzeń czy idei nie zadziała. W najlepszym wypadku mogłaby to być nostalgia, to, że wolisz rzeczy, które znasz, wolisz wygodny obszar swoich byłych doświadczeń, ciepłego przywiązania do rzeczy, które znasz i rozumiesz. Nie przepadam za tym. Jestem osobą, która nie potrzebuje odpoczynku i lubi ruszać do przodu. To ma swoje odbicie w tym, że będąc muzykiem, który dużo podróżuje - jednego dnia jestem w jednym miejscu, drugiego gdzie indziej i wszystko, co się dzieje w następnej minucie, jutro, za tydzień jest poczuciem oczekiwania tego, co się może zdarzyć i może tobie pomóc myśleć jak młodzieniec. Czy będziesz tak się czuł zależy od zawodu, który wybierzesz. Sprawia to jednak, że myślisz i czujesz się jak młoda osoba.

8- Czy w Twojej szufladzie są takie kompozycje, które leżą tam od dawna i nigdy nie zostały nagrane?

Nie, nie mam takich w ogóle. Nie mam wielu pomysłów dotyczących muzyki, które nie zostałyby w taki czy inny sposób wykorzystane, ale zawsze znajdą się jakieś cząstki fruwające tu i tam, zachowane na deszczowe dni czy na długi czas oczekiwania w garderobie i wtedy je wyciągam z kieszeni i pracuję nad nimi. Tygodnie, miesiące czy nawet lata później może się to stać piosenką. Nie ma jednak zazwyczaj wielu takich rzeczy, dwie, trzy góra, ale zazwyczaj nie trwa to dłużej niż kilka tygodni tylko parę razy zdarzyło mi się, że trwało to latami, że miałem coś w głowie a dwa lata później stało się to płytą. Pamiętam z dwa takie przypadki. To raczej niezwykłe dla mnie.

9- Na Twoim ostatnim albumie jest także niejako wprowadzenie do nowego albumu Jethro Tull. Możesz powiedzieć coś więcej na ten temat, bo będzie on chyba wyjątkowy?

Nie tyle specjalny, co pierwszy, na którym Jethro Tull próbuje nawiązać do klimatu chrześcijańskich obrzędów. Od 1968 r. zostały, jak sądzę, nagrane cztery utwory, które dotykały Świąt Bożego Narodzenia i tej pory roku, ale niekoniecznie mówiły o tym wprost. To nie są utwory typu "Dreaming of a White Christmas" czy "Jingle Bells", są bardziej alternatywnymi piosenkami świątecznymi, bo próbowałem wykorzystać ideę jako przypomnienie rzeczy związanych z życiem, miłością, byciem w związku, o których czasem musimy pamiętać, szanować i myśleć szczególnie podczas świąt. A czasem myśleć o świętach trochę bardziej krytycznie, jak o czasie, który niektórzy ludzie wykorzystują jako religijny festiwal po to tylko żeby urządzić imprezę i się upić. Jestem pewien, że jest wielu ludzi w Polsce i w Szkocji, którzy tak właśnie myślą i mówią: hej, są święta, czas imprezy! Bo Polacy i Szkoci lubią wypić. To zrozumiałe. Ale oprócz tego mają też długą tradycję wierzeń i postępowania zgodnie z zasadami swojej religii. Ja nie jestem praktykującym chrześcijaninem, ale jest w tym jakaś rozsądna, pragmatyczna, i pożyteczna lekcja, której można się nauczyć od chrześcijaństwa czy ze Starego Testamentu. W innych religiach takie lekcje też są zawarte. Myślę, że nie będę osamotniony, jeśli powiem, że światowe religie miałyby się dzisiaj lepiej gdyby akcentowały wspólne pochodzenia i podobne wierzenia zamiast wyolbrzymiać i akcentować różnice. To byłoby miłe gdyby tak się stało w czasie świąt czy innego okresu w roku.
Robienie albumu świątecznego jest dla mnie trudną próbą połączenia świąt jako okresu zabawy i dodania do tego muzycznego ciężaru, który sprawi, że będzie to ważny także pod tym względem album. Mam nadzieję, że znalazłem w tym równowagę pomiędzy robieniem płyty świątecznej i tym, że ludzie mogą pomyśleć, że nie pasuje on do tej atmosfery. Próbowałem do pewnego stopnia uwzględnić ten czas i atmosferę zabawy jednocześnie nie robiąc z niego albumu powiedzmy ... Slade. Chciałem żeby to był album podniosły, ale żeby też był muzykalny, żebym miał satysfakcję nie tylko z nagrywania go, ale też z grania tej muzyki na żywo. Cztery utwory z niego już grałem podczas koncertów i podobało mi się.

10- W ciągu ostatnich 20 lat nagrałeś 4 solowe albumu. Przerwy między nimi stają się coraz krótsze. Czy to wynika z faktu, że posiadasz w domu studio i łatwiej Tobie pracować samemu niż z pozostałymi członkami Jethro Tull?

Pracowałem w moim studiu od 1975. Najpierw w Maison Rouge Studio, które sam zbudowałem, potem w tym samym studio także w Londynie w latach 1978-82. Rok później zbudowałem studio w domu i zacząłem pracować w domu i robię to efektywnie od 20 lat. Jestem inżynierem dźwięku, producentem, artystą. Powstało w ten sposób wiele albumów Jethro Tull, ale to jest bardziej skomplikowana operacja nagrać album Jethro Tull. Członkowie zespołu mieszkają w różnych miejscach. Nasz perkusista mieszka np. w Los Angeles. Nagrać wspólną płytę to całkiem kosztowna sprawa. Trzeba liczyć transport, hotele, to naprawdę duże przedsięwzięcie zebrać się razem na sześć tygodni i nagrać album. Świąteczny album nagraliśmy inaczej. Nasz perkusista nie mógł przyjechać, bo jego żona była chora i musiał zostać w Ameryce. Więc jednym z błogosławieństw ery cyfrowej było to, że mogliśmy nagrać to bez niego na twardy dysk i wysłać mu to żeby dograł swoje partie i odesłał nam z powrotem. Do tego w tym samym czasie pracowałem nad swoim solowym albumem, wiec część albumu Jethro Tull powstawała w jednym czy dwóch różnych studiach, a mój solowy album został wysłany do studia do Monachium żeby dograć orkiestrę, perkusję i fortepian. Te rzeczy czynią takie działania możliwymi. Czasem możesz wysłać ludziom muzykę i nie musisz z nią jechać, nie musisz także cały czas ściągać ludzi do siebie. W ten sposób zagrałem też na albumach kilku innych artystów. Oni przysłali mi kasety cyfrowe a ja dograłem flet albo głos i odesłałem do nich na kasecie albo dysku komputerowym, a oni mogli to wkleić na swój album. Tak nagrywałem np. z Richie'm Blackmore'm. Nigdy nie rozmawialiśmy. Przysłał mi taśmę, ja dodałem swoją część i nagraliśmy to w sposób korespondencyjny. Czasem nie ma przy tym takiego poczucia związku z muzyką, którą daje to, że muzycy grają razem ze sobą. Czasem to działa, tak długo jak rozumiesz muzykę, z którą pracujesz, jak pracujesz z czymś względnie kompletnym wtedy jest ok. i nie trzeba latać kilka godzin przez Atlantyk żeby kilka godzin pograć w studio. To nie praktyczne i nieopłacalne.


Piotr Rokicki, Miłosz Habura
 

Zobacz także

2011-03-22, godz. 18:26 Daniel Ash (Bauhaus) - nagrano 28.02.2008 r. 1 - Jesteście jednym z tych zespołów, które po wielu, wielu latach nieobecności wracają na scenę. Żeby wspomnieć choć Sex Pistols, którzy koncertują… » więcej 2011-03-21, godz. 21:19 Vincent Cavanagh (Anathema) - nagrano 10.12.2003 r. 1 - Opowiedz o okresie między wydaniem "A Fine Day To Exit", a "A Natural Disaster". W tym czasie doszło do kilku pozytywnych, ale i negatywnych wydarzeń w… » więcej 2011-03-21, godz. 21:14 James Walsh (Starsailor) - nagrano 30.10.2003 r. 1 - Jaka była wasza droga do podpisania kontraktu z firmą płytową? Czy były to dziesiątki zagranych koncertów, niezliczone ilości kaset demo rozesłanych… » więcej 2011-03-21, godz. 21:00 Mick Pointer (Arena) - nagrano 10.02.2003 r. 1- Wiem, że po nagraniu nowej płyty prawdopodobnie każdy muzyk powie, że jest to jego najlepsza płyta. Ale czy naprawdę uważasz, że z każdą kolejną… » więcej 2011-03-21, godz. 20:55 Justin Sullivan (New Model Army) - nagrano w 2002 r. 1- Po raz pierwszy graliście w Polsce w roku 1988 na festiwalu "Marchewka". Czy pamiętasz ten festiwal i jak, w Twoich oczach, nasz kraj zmienił się przez… » więcej 2011-03-21, godz. 20:48 Edward Ka-Spel (Legendary Pink Dots) - nagrano 23 maja 2002 r. 1 - Jesteście jednym z tych, niewielu chyba, zespołów, których dyskografia liczy kilkadziesiąt pozycji. Skąd siły, pomysły na nowe płyty? Nie uważam… » więcej 2011-03-21, godz. 20:32 Andreas Lill (Vanden Plas) - nagrano w 2002 r. 1- Dwa lata temu obchodziliście 10-lecie działalności. Czy płyta "Spirit Of Live" była podsumowaniem tego czasu?Zadawano nam wiele pytań odnośnie albumu… » więcej 2011-03-21, godz. 20:23 Yogi Lang (RPWL) - nagrano w 2002 r. 1 - Kiedy rozmawialiśmy rok temu wszyscy w RWPL byli chorzy. Czy wszystko jest już w porządku?Pamiętam tamten wywiad. Wszystko jest już w porządku.2 - Jak… » więcej 2011-03-21, godz. 20:14 Daniel Gildenlow (Pain Of Salvation) 1- Zacznijmy od początku. Czy to prawda, że gdy zakładałeś swój pierwszy zespół Reality miałeś 11 lat?Tak.2- Skąd więc pomysł, aby w tym wieku grać… » więcej 2011-03-21, godz. 20:02 Jordan Rudess (Dream Theater) - nagrano w listopadzie 2001 r. 1- Co stało za decyzją o przyłączeniu do Dream Theater. Poznałeś przecież chłopaków już wcześniej. 8 lat temu dostałem propozycję współpracy i przyłączenia… » więcej
12