Czy polskie prawo lepiej chroni bandytów niż uczciwych obywateli? W piątek sąd w Koszalinie skazał na 10 lat Damiana R. 21-latek w obronie swojej rodziny śmiertelnie ugodził nożem dwóch mężczyzn. Do zabójstwa doszło 9 marca 2012 roku w wieżowcu przy ul. Budowlanych w Kołobrzegu. Ofiary - Sebastian G. i Dawid P. - z nieustalonych powodów wtargnęły wieczorem do mieszkania zajmowanego przez oskarżonego, jego matkę, ojczyma i siostrę. Byli pijani - mieli pałkę teleskopową i pneumatyczny pistolet. Jeden z nich założył na twarz kominiarkę. Mężczyźni grozili Damianowi R. śmiercią, rzucili się na niego. Doszło do szarpaniny, w której uczestniczył również ojczym oskarżonego. W trakcie bójki Damian R. sięgnął po kuchenny nóż i zadał atakującym kilka ciosów. Napastnicy zostali wypchnięci z mieszkania, a napadnięta rodzina wezwała policję. Jednego z pokrzywdzonych znaleziono na 5 piętrze bloku, drugiego przed klatką schodową. Obaj zmarli w wyniku odniesionych ran. Damian R. został aresztowany. Nie przyznał się do zabójstwa. Sąd uznał, że choć Damian R. miał prawo się bronić, to jednak przekroczył granice obrony koniecznej - nie zamierzał napastników obezwładnić, tylko zabić. Takie wyroki zawsze wywołują kontrowersje – w powszechnym przekonaniu polskie prawo bardziej chroni napastnika niż ofiarę. W prywatnych dyskusjach i na forach internetowych padają sarkastyczne opinie, że zamiast się bronić lepiej pozwolić się ograbić lub zabić.