Naczelnik Oddziałowego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie doktor Maciej Korkuć powiedział, że po 1989 roku było medialne embargo na pokazywanie prawdy o Jaruzelskim, mimo że Polacy chcieli ją poznać.
Maciej Korkuć uczestniczy w debacie "(Nie)rozliczony stan wojenny" zorganizowanej przez IPN w związku z czterdziestą rocznicą wprowadzenia w Polsce stanu wojennego.
Jak mówił naczelnik krakowskiego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN, po wydarzeniach z roku 1989 myślano, że w końcu będzie wiadomo, jak na prawdę wyglądało wprowadzenie stanu wojennego w Polsce. "Wtedy była potrzeba ujawniania dokumentów, które były skrywane w PRL, ujawniania też dokumentów, które były wytwarzane w związku sowieckim, czy w relacjach między związkiem sowieckim a innymi krajami satelickimi. Była olbrzymia potrzeba wiedzy o tym, kim był Jaruzelski tak na prawdę" - mówił naczelnik.
Doktor Maciej Korkuć dodał, że po transformacji myślano również, że media w czasach rządu solidarnościowego już nie kłamią. Rzeczywistość okazała się jednak inna. "Wtedy okazywało się, że uwikłania tychże ludzi obsadzonych na tych wysokich stanowiskach powodowały, że kiedy zbliżała się pierwsza po wyborach z 1989 roku rocznica stanu wojennego, wtedy poszła do dziennikarzy telewizji i radia instrukcja, która mówiła, że zakazuje się przedstawiania postaci generała Jaruzelskiego w negatywnym świetle" - mówił doktor Maciej Korkuć.
Wtedy właśnie Wojciech Jaruzelski twierdził, że wprowadzono stan wojenny, by uchronić kraj przed sowiecką interwencją. Z odtajnionych obecnie dokumentów wynika jednak, że żadna interwencja wtedy Polsce nie groziła, a wręcz przeciwnie - to generał Jaruzelski, niepewny swoich sił, wielokrotnie zabiegał o to, by Sowieci opanowali sytuację w naszym kraju.
W czasie stanu wojennego, między grudniem 1981 roku a lipcem 1983 roku, internowano ponad 10 tysięcy działaczy opozycji antykomunistycznej, a życie straciło co najmniej 56 osób - w tym dziewięciu górników z kopalni "Wujek" zastrzelonych w czasie pacyfikacji strajku.
Jak mówił naczelnik krakowskiego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN, po wydarzeniach z roku 1989 myślano, że w końcu będzie wiadomo, jak na prawdę wyglądało wprowadzenie stanu wojennego w Polsce. "Wtedy była potrzeba ujawniania dokumentów, które były skrywane w PRL, ujawniania też dokumentów, które były wytwarzane w związku sowieckim, czy w relacjach między związkiem sowieckim a innymi krajami satelickimi. Była olbrzymia potrzeba wiedzy o tym, kim był Jaruzelski tak na prawdę" - mówił naczelnik.
Doktor Maciej Korkuć dodał, że po transformacji myślano również, że media w czasach rządu solidarnościowego już nie kłamią. Rzeczywistość okazała się jednak inna. "Wtedy okazywało się, że uwikłania tychże ludzi obsadzonych na tych wysokich stanowiskach powodowały, że kiedy zbliżała się pierwsza po wyborach z 1989 roku rocznica stanu wojennego, wtedy poszła do dziennikarzy telewizji i radia instrukcja, która mówiła, że zakazuje się przedstawiania postaci generała Jaruzelskiego w negatywnym świetle" - mówił doktor Maciej Korkuć.
Wtedy właśnie Wojciech Jaruzelski twierdził, że wprowadzono stan wojenny, by uchronić kraj przed sowiecką interwencją. Z odtajnionych obecnie dokumentów wynika jednak, że żadna interwencja wtedy Polsce nie groziła, a wręcz przeciwnie - to generał Jaruzelski, niepewny swoich sił, wielokrotnie zabiegał o to, by Sowieci opanowali sytuację w naszym kraju.
W czasie stanu wojennego, między grudniem 1981 roku a lipcem 1983 roku, internowano ponad 10 tysięcy działaczy opozycji antykomunistycznej, a życie straciło co najmniej 56 osób - w tym dziewięciu górników z kopalni "Wujek" zastrzelonych w czasie pacyfikacji strajku.