Już od pół roku pozbywamy się śmieci na nowych zasadach. Właściciele nieruchomości składają obowiązkowe deklaracje pozwalające obliczyć ilość odpadów, władze gmin muszą organizować przetargi na utylizację śmieci. Cały system miał zachęcać do recyklingu i ukrócić powstawanie dzikich wysypisk. W praktyce nie wszystko działa jak należy – dyktat ceny sprawia, że przetargi wygrywają najtańsze oferty. Składające je firmy szukają potem okazji do renegocjacji kontraktu, albo tną koszty nie oglądając się na przepisy ochrony środowiska. Mieszkańcy robią podobnie, zaniżając dane w deklaracjach aby zminimalizować opłaty. Ciągle za mało jest punktów, w których można zostawić odpady specjalistyczne albo samodzielnie posortowane, a każda zmiana w cennikach wymaga złożenia przez mieszkańców gminy nowej deklaracji, co utrudnia życie i im i urzędnikom. Jak cały system działa w praktyce?