Wybory do europarlamentu nigdy nie cieszyły się popularnością, a kandydaci "spadochroniarze" wzbudzają nieufność - w ten sposób niską frekwencję w wyborach do Parlamentu Europejskiego komentuje socjolog Uniwersytetu Szczecińskiego, dr Maciej Kowalewski.
Z danych Państwowej Komisji Wyborczej wynika, że w Szczecinie do godz. 17.30 zagłosowało nieco ponad 19 proc. uprawnionych.
- Ciągle jeszcze trudno jest przekonać przeciętnych obywateli do tego, że udział i aktywność Polaków w europarlamencie ma jakiekolwiek przełożenie na ich codzienne funkcjonowanie - tłumaczy Kowalewski.
Według socjologa, do głosowania nie zachęca też umieszczanie na lokalnych listach wyborczych kandydatów spoza regionu. - Z całą pewnością przyczynia się to do obniżenia frekwencji - dodaje Kowalewski.
W Zachodniopomorskiem najwyższa frekwencja była w Koszalinie - przekroczyła 20 proc. Najniższą komisje odnotowały w powiecie choszczeńskim - wyniosła 10 proc.
Podczas ostatnich eurowyborów - w 2009 roku frekwencja w Polsce wyniosła 24,5 proc.