Dożywocie grozi mężczyźnie podejrzanemu o zabójstwo swojej partnerki. Do tragedii doszło w rejonie Osiedla Pyrzyckiego, niedaleko ogródków działkowych.
Oboje to osoby w kryzysie bezdomności - koczowali w zaroślach u zbiegu ulic Broniewskiego i Heleny Żybułtowskiej. O sprawie jako pierwszy poinformował lokalny portal Stargard News.
30-latka aresztowano na trzy miesiące. Policjanci zastali na miejscu kobietę z licznymi ranami głowy.
Podjęli reanimację, ale jak informuje Łukasz Błogowski ze szczecińskiej Prokuratury Okręgowej, 29-latka zmarła. - Sprawca został zatrzymany. Przyznał się do popełnienia zarzuconego mu czynu i złożył wyjaśnienia. Za tego rodzaju zbrodnię grozi kara pozbawienia wolności na czas nie krótszy od 10 lat albo dożywotniego pozbawienie wolności.
Zamieszkały w pobliżu Oskar przechodzi codziennie obok miejsca tragedii. - Po tej drodze, na której się znajdujemy, przy działkach. Nie ma tu oświetlenia...
Podopieczna pobliskiego schroniska w Kluczewie podejrzewa, że bezdomność mogła być powodem dramatu. - Brak dachu nad głową... To jest depresja i trudne emocje. A w depresji można wszystko zrobić.
Mężczyzna i jego ofiara - jak twierdzi Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej - nie byli wcześniej znani pracownikom socjalnym.
30-latka aresztowano na trzy miesiące. Policjanci zastali na miejscu kobietę z licznymi ranami głowy.
Podjęli reanimację, ale jak informuje Łukasz Błogowski ze szczecińskiej Prokuratury Okręgowej, 29-latka zmarła. - Sprawca został zatrzymany. Przyznał się do popełnienia zarzuconego mu czynu i złożył wyjaśnienia. Za tego rodzaju zbrodnię grozi kara pozbawienia wolności na czas nie krótszy od 10 lat albo dożywotniego pozbawienie wolności.
Zamieszkały w pobliżu Oskar przechodzi codziennie obok miejsca tragedii. - Po tej drodze, na której się znajdujemy, przy działkach. Nie ma tu oświetlenia...
Podopieczna pobliskiego schroniska w Kluczewie podejrzewa, że bezdomność mogła być powodem dramatu. - Brak dachu nad głową... To jest depresja i trudne emocje. A w depresji można wszystko zrobić.
Mężczyzna i jego ofiara - jak twierdzi Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej - nie byli wcześniej znani pracownikom socjalnym.