Wtorek jest pierwszym dniem oficjalnych rozmów o obsadzie najwyższych stanowisk w Unii Europejskiej. Późnym popołudniem w Brukseli na nieformalnym szczycie, spotkają się przywódcy 28 krajów.
To nie będzie szczyt, który zakończy się konkretnymi ustaleniami. Na razie ma być wzajemne sondowanie poparcia dla różnych kandydatur, przy zagwarantowaniu równowagi politycznej i geograficznej, a także płci. Nie będzie to łatwe.
- Potrzeba jeszcze na pewno bardzo długich negocjacji i bardzo dyskretnych, ponieważ te, które się toczą do tej pory w Unii Europejskiej, nie pokazują jasnej perspektywy w tej sprawie. Z całą pewnością dziś najgłośniejsi kandydaci nie będą kandydatami jedynymi - mówił niedawno w Brukseli wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański.
Swoich kandydatów do objęcia stanowiska przewodniczącego Komisji Europejskiej wystawiły grupy polityczne z europarlamentu. Chadecy - Niemca Manfreda Webera, socjaliści - Holendra Fransa Timmermansa, a liberałowie - Dunkę Margrethe Vestager. Jeśli chodzi o inne kandydatury, to wymieniani są też: też unijny negocjator, Francuz Michel Barnier oraz premierzy Belgii i Holandii, Charles Michel i Mark Rutte.
Oczekiwanie jest takie, by jedno z dwóch najwyższych stanowisk - szefa Rady albo Komisji - objęła kobieta. Brukselska korespondentka Polskiego Radia jako pierwsza informowała kilka tygodni temu, że kandydatką naszego regionu mogłaby być ustępująca prezydent Litwy Dalia Grybauskaite i toczyły się na ten temat rozmowy.
Teraz jednak unijni dyplomaci powiedzieli, że ostatnio zaczęła po cichu zabiegać o jedno z wysokich stanowisk Bułgarka, była komisarz, a obecnie dyrektor wykonawcza w Banku Światowym Krystalina Georgijewa.
Z naszego regionu kilka tygodni temu, wymieniany jest także obecny wiceszef Komisji Marosz Szefczovicz, ale raczej na szefa dyplomacji. Tyle że Hiszpania chce tego stanowiska dla Josepha Borrella, należącego podobnie jak Szefczovicz do grupy socjalistów.
Zanim do Brukselą przylecą unijni przywódcy, by rozmawiać o stanowiskach, przed południem spotkają się w tym samym celu przewodniczący grup politycznych w Parlamencie Europejskim. Liderzy frakcji zamierzają bronić systemu wiodących kandydatów do obsady stanowiska przewodniczącego Komisji. Ten pomysł nie podoba się wielu unijnym liderom, którzy nie chcą, by Europarlament dyktował im, kogo mają wskazać. Jednak później to właśnie europosłowie będą zatwierdzać szefa Komisji i cały jej skład.
Oprócz rozmów o obsadzie stanowisk w Unii, dyskusja ma dotyczyć funkcjonowania Parlamentu po wyborach, czyli możliwości tworzenia koalicji. Już wiadomo, że monopol centroprawicy i centrolewicy został złamany i nie będą mieć one większości. Do tego potrzeba będzie jeszcze jednej lub dwóch grup.
- By stworzyć stabilną większość w parlamencie. Zieloni są teraz niezbędni - mówił po wyborach szef Zielonych Philippe Lamberts. Podobnie uważają też liberałowie. To dwie grupy, które po tych wyborach zwiększają swój stan posiadania jeśli chodzi o liczbę mandatów.
Liberałowie są na trzecim miejscu, po chadekach i socjalistach, a zieloni na czwartym. Za nimi są konserwatyści, którzy liczą na to, że przyciągną do siebie kilkunastu europosłów z różnych krajów, zawiążą sojusze z Węgrami czy Włochami, by zdobyć około 70 miejsc i "przeskoczyć" Zielonych.
Siła grupy jest ważna, bo te największe mają pierwszeństwo przy obsadzie stanowisk w Parlamencie Europejskim, czyli przewodniczącego, wiceprzewodniczących, kwestorów, a także szefów komisji parlamentarnych i wiceszefów.