Po rozmowie brytyjskiego premiera Borisa Johnsona i francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona granica jest wciąż zamknięta dla wszystkich chcących wyjechać z Królestwa.
Paryż zdecydował o zamknięciu granic o północy, przynajmniej na dwie doby. To efekt pojawienia się w Królestwie nowego, bardziej zaraźliwego wariantu koronawirusa. Ograniczenia dotknęły też kierowców samochodów dostawczych.
"Większość ciężarówek w okolicy, to ciężarówki z kontynentu, których kierowcy próbują wrócić" - podkreślił brytyjski minister transportu Grant Shapps. A Joanna Popiołek z Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce mówi, że po obu stronach sytuacja jest trudna.
"Brakuje parkingów, infrastruktury, miejsc, w których można godnie zjeść i odpocząć" - wylicza rozmówczyni Polskiego Radia, dodając, że z punktu widzenia kierowcy jadącego obecnie do Wielkiej Brytanii zasadne jest pytanie, czy opłaca się wjechać do kraju. "Powstaje obawa: czy z niego wyjadę" - podkreśla Joanna Popiołek.
Blokada ma potrwać przynajmniej do północy z wtorku na środę mimo rozmowy telefonicznej Borisa Johnsona z Emmanuelem Macronem. "Pracujemy nad rozwiązaniem, by tak szybko, jak się da, wznowić przewóz towarów pomiędzy Królestwem a Francją"- zapewnił brytyjski premier. I dodał, że "zdecydowana większość" dostaw jedzenia i leków nie jest zagrożona. Zaapelował do Brytyjczków, by nie robili niepotrzebnych zapasów.
W okolicach portów już wcześniej panował wzmożony ruch. Powodem jest koniec brexitowego okresu przejściowego. 1 stycznia przyszłego roku zmienią się zasady, ale nie wiadomo na jakie, bo w rokowaniach między Unią a Londynem trwa impas. W efekcie firmy chciały zdążyć z dostawami przed końcem grudnia.
"To trudny czas. Nigdy wcześniej nie mieliśmy kryzysu covidowego i wyjścia państwa z Unii Europejskiej. Teraz to się nałożyło" - mówi Joanna Popiołek.