Z relacji unijnych dyplomatów, z którymi rozmawiała brukselska korespondentka Polskiego Radia, wynika, że między innymi Włochy uznały, iż w proponowanym pakiecie za mało jest solidarności. Dla Polski z kolei jest on za daleko idący. Chodzi o propozycję, by kraj, które nie chce przyjąć uciekinierów, płacił 22 tysiące euro za osobę. Zdaniem Komisji, to ekwiwalent kosztów relokacji.
Polska uważa, że te wyliczenia są niejasne i pyta, jakie kryteria uwzględniano przy obliczaniu wsparcia Unii dla uchodźców wojennych z Ukrainy, bo to zaledwie 200 euro na osobę. Polska podkreśla też, że należy uwzględniać wydatki na ochronę granic zewnętrznych Unii.
"Finansowe koszty podwyższone w związku z instrumentalnym wykorzystywaniem migrantów powinny być postrzegane jako część solidarności" - miał argumentować ambasador Polski przy Unii Andrzej Sadoś i wskazywać, że nie ma zapewnionego równego traktowania różnych form okazywania solidarności. Chodzi o wybór - albo relokacja, albo pomoc finansowa, albo wsparcie operacyjne.
Polska przekonuje, że skończy się na wyborze między przyjmowaniem migrantów a zapłatą. Warszawa jest też krytyczna co do ogłaszania planu relokacji 120 tysięcy migrantów rocznie w sytuacji kryzysowej. Jej zdaniem, to tylko napędza działania przemytników ludzi.