Niespodziewane odkrycie na terenach leśnych w Dąbiu. Policjant i historyk dr Marek Łuczak z ekipą wolontariuszy znalazł XVII-wieczną płytę nagrobną znanego szczecińskiego ludwisarza.
- Słuchajcie, 1699 rok! - ta data na odsłanianej z ziemi i liści płycie zadziwiła wszystkich, przyznaje Marek Łuczak. - Tu jest skrótowo zapisywane, więc jest to łaciną, pochowany jest tu Johann Jacob Mangoldt i jego żona - odczytuje z płyty Łuczak.
I jak tłumaczy, Mangoldt to znany szczeciński ludwisarz działający w Szczecinie w latach 1690-1699.
- Nie wiemy jeszcze w jakim kościele został pochowany, ale na pewno jest to płyta ze Szczecina. Jest olbrzymia, to jest jedna z największych płyt barokowych, jakie widziałem - mówi Łuczak.
Na coś twardego pod ziemią podczas prac trafił jeden z wolontariuszy, Leszek Niedziela z Fundacji Droga Lotha. I myślał, że to... studzienka.
- To było dla mnie tak abstrakcyjne to: "1699", wręcz nierealne, że mówię - to chyba jakieś oznaczenie studzienki. Zacząłem kopać coraz bardziej i zaczął ten herb wychodzić - opowiada Niedziela.
Bartosz Witkowski, który od lat pomaga Markowi Łuczakowi przyznaje, że to jedno z najbardziej zaskakujących znalezisk.
- Znaleźliśmy dużo rzeczy, a ta nas zaskoczyła totalnie. Zagadką jest, skąd to się tu wzięło - mówi.
Zagadkę będzie próbował rozwikłać Marek Łuczak, ale płyta najprawdopodobniej została wywieziona z kościoła i ukryta w czasie II wojny światowej na jednym z XIX-wiecznych cmentarzy.
Jest wykonana z piaskowca i mierzy prawie 3 m długości i 1,7 m szerokości.
Jest odpowiednio zabezpieczona. Historyk uważa, że powinna jak najszybciej trafić do muzeum lub kościoła św. Jakuba w Szczecinie.
Dzwony wykonane przez Johanna Jacoba Mangoldta można dziś oglądać m.in. w kościołach w Policach i Baniach.