Związkowiec sądzi się z Urzędem Marszałkowskim, zarzuca mu dyskryminację tam pracujących działaczy, chce odszkodowania także za "rozstrój zdrowia".
A urząd komentuje, że Marcin Badowski "w ciągu ostatnich 2 lat był obecny w pracy średnio 59 dni w roku. W związku z tym - niezależnie od powodów absencji - pan Marcin Badowski nie należy do grona najbardziej efektywnych pracowników".
Byłego dyrektora kancelarii sejmiku marszałek województwa zwolnił w 2018 roku. Sąd pracy zasądził mu 10 tysięcy odszkodowania i powrót na stanowisko. Ale zamiast do urzędu w Szczecinie, Badowskiego wysłano do Koszalina.
Jak mówił w czwartek przed wejściem na pierwszą rozprawę przed Sądem Pracy - jest dyskryminowany jako szef związku zawodowego "Samorządowiec".
- Dowiódł już tego Sąd Pracy, który w 2019 roku przywrócił mnie do pracy. Już wówczas sąd wskazał, że podstawą rozwiązania umowy o pracę w tamtym czasie nie były kwestie merytoryczne, tylko były przesłanki związane z nieprzychylnym nastawieniem do mnie jako działacza związkowego - powiedział.
W cytowanym na wstępie komentarzu urząd marszałkowski nie precyzuje, jakie były powody absencji w pracy Badowskiego skoro wciąż jest pracownikiem w samorządzie. Jednocześnie biuro prasowe przypomniało argumentację po poprzednim wyroku, dlaczego musi dojeżdżać do Koszalina: "w związku z reorganizacją struktury urzędu marszałkowskiego. Po wyroku sądu został przywrócony do pracy na wolnym miejscu, które odpowiadało jego kwalifikacjom".
W poprzednim orzeczeniu Sąd Pracy uznał także, że "likwidacja stanowiska pracy była pozorna, a argument o utracie zaufania był oparty na nieprawdziwych przesłankach".
Byłego dyrektora kancelarii sejmiku marszałek województwa zwolnił w 2018 roku. Sąd pracy zasądził mu 10 tysięcy odszkodowania i powrót na stanowisko. Ale zamiast do urzędu w Szczecinie, Badowskiego wysłano do Koszalina.
Jak mówił w czwartek przed wejściem na pierwszą rozprawę przed Sądem Pracy - jest dyskryminowany jako szef związku zawodowego "Samorządowiec".
- Dowiódł już tego Sąd Pracy, który w 2019 roku przywrócił mnie do pracy. Już wówczas sąd wskazał, że podstawą rozwiązania umowy o pracę w tamtym czasie nie były kwestie merytoryczne, tylko były przesłanki związane z nieprzychylnym nastawieniem do mnie jako działacza związkowego - powiedział.
W cytowanym na wstępie komentarzu urząd marszałkowski nie precyzuje, jakie były powody absencji w pracy Badowskiego skoro wciąż jest pracownikiem w samorządzie. Jednocześnie biuro prasowe przypomniało argumentację po poprzednim wyroku, dlaczego musi dojeżdżać do Koszalina: "w związku z reorganizacją struktury urzędu marszałkowskiego. Po wyroku sądu został przywrócony do pracy na wolnym miejscu, które odpowiadało jego kwalifikacjom".
W poprzednim orzeczeniu Sąd Pracy uznał także, że "likwidacja stanowiska pracy była pozorna, a argument o utracie zaufania był oparty na nieprawdziwych przesłankach".