Tak mówiła w Brukseli premier Beata Szydło po zakończeniu unijnego szczytu. Szefowa polskiego rządu odniosła się m.in. do komentarzy prezydenta Francji, które zostały odczytane jako szantaż finansowy.
Polska uważa, że w deklaracji, którą unijni przywódcy przyjmą 25 marca na szczycie w Rzymie powinna być zaakcentowana jedność Unii. Nie może być odniesień do Europy wielu prędkości.
- Nie zgodzimy się na to, ażeby nie było równych szans dla wszystkich państw członkowskich. Równych reguł gry - tłumaczyła Szydło.
Szefowa polskiego rządu powiedziała, że wielu polityków na zachodzie często mówi o budowie elitarnych klubów. Sięga też po argumenty finansowe, żeby zmusić do współpracy. Na przykład francuski prezydent François Hollande, miał podczas wczorajszej kolacji zwrócić się do premier Beaty Szydło, która nie chciała podpisać wniosków ze szczytu i powiedzieć - "Wy macie zasady, a my fundusze".
- Jak ja bym miała poważnie traktować szantaże prezydenta, która ma cztery procent poparcia w sondażach i już niedługo nie będzie prezydentem to nie wiem - dodawała Szydło.
Premier dodała, że jeżeli politycy w Unii będą szantażować państwa i grozić odbieraniem pieniędzy, to Unia Europejska ma przed sobą fatalną perspektywę.
Polska premier zaznaczyła również, że nie można dopuścić w Unii do podziałów. Przekonywała, że każdy zapis, który będzie różnicował tempo, zasady, kierunki rozwoju, i który będzie dopuszczał budowanie jakichkolwiek elitarnych klubów wewnątrz Unii Europejskiej, wbrew zapewnieniom państw europejskich z części zachodniej, będzie prowadził do powstania Europy kilku prędkości. "Będzie de facto prowadzić do rozbicia" - podkreśliła polska premier.
Beata Szydło poinformowała, że na dzisiejszym spotkaniu rozmawiano między innymi o tym, co zawrzeć w deklaracji, która ma być przyjęta w Rzymie. Premier przypomniała, że własną propozycję przygotowały i przedstawiły kraje Grupy Wyszehradzkiej.