We Francji rozpoczęła się druga tura wyborów prezydenckich. Francoisa Hollande'a w Pałacu Elizejskim zastąpi albo centrysta Emmanuel Macron albo kandydatka Frontu Narodowego Marine Le Pen. Ostatnie sondaże dawały 20-procentową przewagę Macronowi.
Lokale wyborcze będą otwarte w całej Francji do godziny 19:00, a w kilku największych miastach kraju do 20:00 - i o tej godzinie zakończy się cisza wyborcza. Wtedy zostaną podane wstępne, szacunkowe wyniki drugiej tury.
Frekwencja stoi pod wielkim znakiem zapytania. Wielu zwolenników skrajnej lewicy i socjalistów zamierza wstrzymać się od głosu. Tego obawia się Emmanuel Macron, bo elektorat Marine Le Pen jest bardzo zdyscyplinowany. Według grupy badawczej Ipsos, do urn może pójść 76 procent uprawnionych do głosowania.
Francuskie władze obawiają się, że w trakcie drugiej tury wyborów może dojść do rozruchów i zamieszek. Dlatego wzmocniono środki bezpieczeństwa. Policja ma czuwać nie tylko nad tym, by lokale wyborcze funkcjonowały bez przeszkód, ale także nad spokojem na ulicach francuskich miast.
Zmobilizowano dodatkowych 50 tysięcy policjantów i żandarmów, którzy mają pomagać wojskowym patrolom biorącym udział w operacji antyterrorystycznej oraz policji miejskiej. Władze obawiają się nie tylko zamachu, ale także starć skrajnie lewicowych bojówek ze zwolennikami Frontu Narodowego. To właśnie anarchiści wywołali burdy w czasie pochodu pierwszomajowego. Doszło wtedy do gwałtownych starć z policją. Jeden z funkcjonariuszy, trafiony koktajlem Mołotowa, doznał ciężkich poparzeń.
Przedstawiciel związków zawodowych policji wyjaśnia, że najpierw trzeba zadbać o bezpieczny przebieg głosowania przed południem. Po południu, jego zdaniem, sprawa się komplikuje, bo wiele ugrupowań już zapowiada manifestacje w Paryżu, między innymi na placu Bastylii i placu Republiki, a następnie w pobliżu miejsc, gdzie kandydaci będą czekali na ogłoszenie wyników. Emmanuel Macron wybrał na tę okoliczność największe muzeum świata - Luwr.
W siedzibie francuskiego MSW czynna jest przez cały dzień specjalna komórka zdolna do podjęcia decyzji o natychmiastowej reakcji na nieoczekiwane wydarzenia.
Frekwencja stoi pod wielkim znakiem zapytania. Wielu zwolenników skrajnej lewicy i socjalistów zamierza wstrzymać się od głosu. Tego obawia się Emmanuel Macron, bo elektorat Marine Le Pen jest bardzo zdyscyplinowany. Według grupy badawczej Ipsos, do urn może pójść 76 procent uprawnionych do głosowania.
Francuskie władze obawiają się, że w trakcie drugiej tury wyborów może dojść do rozruchów i zamieszek. Dlatego wzmocniono środki bezpieczeństwa. Policja ma czuwać nie tylko nad tym, by lokale wyborcze funkcjonowały bez przeszkód, ale także nad spokojem na ulicach francuskich miast.
Zmobilizowano dodatkowych 50 tysięcy policjantów i żandarmów, którzy mają pomagać wojskowym patrolom biorącym udział w operacji antyterrorystycznej oraz policji miejskiej. Władze obawiają się nie tylko zamachu, ale także starć skrajnie lewicowych bojówek ze zwolennikami Frontu Narodowego. To właśnie anarchiści wywołali burdy w czasie pochodu pierwszomajowego. Doszło wtedy do gwałtownych starć z policją. Jeden z funkcjonariuszy, trafiony koktajlem Mołotowa, doznał ciężkich poparzeń.
Przedstawiciel związków zawodowych policji wyjaśnia, że najpierw trzeba zadbać o bezpieczny przebieg głosowania przed południem. Po południu, jego zdaniem, sprawa się komplikuje, bo wiele ugrupowań już zapowiada manifestacje w Paryżu, między innymi na placu Bastylii i placu Republiki, a następnie w pobliżu miejsc, gdzie kandydaci będą czekali na ogłoszenie wyników. Emmanuel Macron wybrał na tę okoliczność największe muzeum świata - Luwr.
W siedzibie francuskiego MSW czynna jest przez cały dzień specjalna komórka zdolna do podjęcia decyzji o natychmiastowej reakcji na nieoczekiwane wydarzenia.