O godz. 17 frekwencja w wyborach powszechnych we Francji wyniosła niecałe 41 procent. To osiem punktów mniej niż w poprzednich wyborach w 2012 i aż o 15 mniej niż w 1997 roku. Zanosi się na rekordową absencję. W niedzielę we Francji metropolitarnej głosować można było do godz. 18, a w pięciu największych miastach kraju do 20.
Zdaniem komentatorów, stosunkowo niska frekwencja to wynik przedwyborczych prognoz przewidujących zwycięstwo partii prezydenckiej.
Kandydat, by trafić do drugiej tury powinien uzyskać co najmniej 12,5 procent głosów uprawnionych. W pierwszej turze zgłosiło się 7800 kandydatek i kandydatów walczących o ponad pół tysiąca miejsc w Zgromadzeniu Narodowym, czyli niższej izbie francuskiego parlamentu.
Niemniej są i takie okręgi, w których do pierwszej tury zgłosiło się niemal 30 kandydatów, reprezentujących maleńkie partie: obrony praw zwierząt czy zwolenników przywrócenia we Francji monarchii.
Według sondaży, zwycięską ręką z wyborów powinna wyjść partia Emmanuela Macrona "Republika naprzód", co pozwoliłoby prezydentowi na planowane reformy.
Kandydat, by trafić do drugiej tury powinien uzyskać co najmniej 12,5 procent głosów uprawnionych. W pierwszej turze zgłosiło się 7800 kandydatek i kandydatów walczących o ponad pół tysiąca miejsc w Zgromadzeniu Narodowym, czyli niższej izbie francuskiego parlamentu.
Niemniej są i takie okręgi, w których do pierwszej tury zgłosiło się niemal 30 kandydatów, reprezentujących maleńkie partie: obrony praw zwierząt czy zwolenników przywrócenia we Francji monarchii.
Według sondaży, zwycięską ręką z wyborów powinna wyjść partia Emmanuela Macrona "Republika naprzód", co pozwoliłoby prezydentowi na planowane reformy.