Królowa Elżbieta II wydała symboliczną zgodę na ustawę wprowadzającą do brytyjskiego prawa postanowienia umowy brexitowej. To formalność, która wieńczy proces parlamentarny. Dzięki temu nie będzie twardego brexitu.
Okres przejściowy skończy się o północy czasu obowiązującego na kontynencie, czyli o 23.00 czasu brytyjskiego. Ta godzina "wyznacza nowy początek w historii naszego kraju, a także początek nowych stosunków z Unią Europejską, której jesteśmy największym sojusznikiem. Ten moment wreszcie nadszedł. Czas, by go wykorzystać" - napisał w krótkim oświadczeniu premier Boris Johnson.
Umowy międzynarodowe stają się częścią brytyjskiego prawa, tylko wówczas, jeśli najpierw stworzony zostanie pomost w postaci ustawy przenoszącej postanowienia traktatu do prawa Królestwa. I tak właśnie się stało, w dodatku w ekspresowym tempie: rano - drugie czytanie w Izbie Gmin i zgoda na ustawę wczesnym popołudniem. Późnym wieczorem - zielone światło od Izby Lordów.
Następnym krokiem był podpis królowej Elżbieta II pod ustawą. To również tylko symbol, bo ostatnią monarchinią, która aktywnie odciskała piętno na polityce, była królowa Wiktoria. A ostatni przypadek, gdy władca odmówił lordom i posłom zgody, miał miejsce jeszcze wcześniej: w 1707 roku, za panowania królowej Anny. Monarchini właśnie doprowadziła do zjednoczenia Anglii i Szkocji i nie zgodziła się na utworzenie w tej ostatniej oddziałów milicyjnych. Obawiała się, że mogą się one zwrócić przeciwko niej.
W efekcie wynegocjowana w Wigilię umowa sprawia, że noworoczny koniec okresu przejściowego będzie mniej chaotyczny. Przede wszystkim nie wrócą cła. Bez utrudnień, np. dodatkowej biurokracji i kosztów, się jednak nie obędzie. Bo już niedługo Królestwo przestanie być częścią jednolitego rynku i unii celnej.
Inne zasady będą obowiązywały w Irlandii Północnej. Premier Johnson deklarował, że żaden premier Królestwa nigdy nie zgodziłby się na to, by region ten oddzielić granicą celną od Anglii, Walii i Szkocji. Nieco później tak właśnie zrobił.
Zgodnie z przewidywaniami Boris Johnson mógł liczyć na poparcie swego ugrupowania. Większość posłów lewicowej opozycji poparła umowę, mimo że uważa, iż jest ona zła dla gospodarki i dla przedsiębiorców. Partia Pracy twierdzi jednak, że brak umowy byłby gorszy.
Prounijna Szkocka Partia Narodowa była przeciw. Podobnie jak eurosceptyczna, północnoirlandzka DUP, której nie podoba się, że Królestwo zostanie przecięte granicą celną, a w Ulsterze wciąż będą obowiązywać niektóre zasady unijne. To cena za brak granicy z republiką ze stolicą w Dublinie i utrzymanie Porozumienia Wielkopiątkowego.
Umowy międzynarodowe stają się częścią brytyjskiego prawa, tylko wówczas, jeśli najpierw stworzony zostanie pomost w postaci ustawy przenoszącej postanowienia traktatu do prawa Królestwa. I tak właśnie się stało, w dodatku w ekspresowym tempie: rano - drugie czytanie w Izbie Gmin i zgoda na ustawę wczesnym popołudniem. Późnym wieczorem - zielone światło od Izby Lordów.
Następnym krokiem był podpis królowej Elżbieta II pod ustawą. To również tylko symbol, bo ostatnią monarchinią, która aktywnie odciskała piętno na polityce, była królowa Wiktoria. A ostatni przypadek, gdy władca odmówił lordom i posłom zgody, miał miejsce jeszcze wcześniej: w 1707 roku, za panowania królowej Anny. Monarchini właśnie doprowadziła do zjednoczenia Anglii i Szkocji i nie zgodziła się na utworzenie w tej ostatniej oddziałów milicyjnych. Obawiała się, że mogą się one zwrócić przeciwko niej.
W efekcie wynegocjowana w Wigilię umowa sprawia, że noworoczny koniec okresu przejściowego będzie mniej chaotyczny. Przede wszystkim nie wrócą cła. Bez utrudnień, np. dodatkowej biurokracji i kosztów, się jednak nie obędzie. Bo już niedługo Królestwo przestanie być częścią jednolitego rynku i unii celnej.
Inne zasady będą obowiązywały w Irlandii Północnej. Premier Johnson deklarował, że żaden premier Królestwa nigdy nie zgodziłby się na to, by region ten oddzielić granicą celną od Anglii, Walii i Szkocji. Nieco później tak właśnie zrobił.
Zgodnie z przewidywaniami Boris Johnson mógł liczyć na poparcie swego ugrupowania. Większość posłów lewicowej opozycji poparła umowę, mimo że uważa, iż jest ona zła dla gospodarki i dla przedsiębiorców. Partia Pracy twierdzi jednak, że brak umowy byłby gorszy.
Prounijna Szkocka Partia Narodowa była przeciw. Podobnie jak eurosceptyczna, północnoirlandzka DUP, której nie podoba się, że Królestwo zostanie przecięte granicą celną, a w Ulsterze wciąż będą obowiązywać niektóre zasady unijne. To cena za brak granicy z republiką ze stolicą w Dublinie i utrzymanie Porozumienia Wielkopiątkowego.