Policjant użył broni bezpodstawnie - twierdzi Marcin Olszewski. Sześć lat temu postrzelił go ten sam funkcjonariusz, który w piątek w trakcie interwencji śmiertelnie postrzelił kierowcę w szczecińskich Podjuchach. Okoliczności były podobne, z tym że sześć lat temu strzał nie był śmiertelny. Kula przerwała rdzeń kręgowy i od tamtej pory Olszewski jeździ na wózku inwalidzkim.
Kiedy do jego samochodu podszedł mundurowy, Olszewski ruszając, potrącił go - tak ustaliła prokuratura. Olszewski jednak zaprzecza i powołuje się na opinię Centralnego Laboratorium Kryminalnego w Warszawie. Jak tam czytamy, na lakierze jego auta nie znaleziono śladów odzieży policjanta, a na odzieży nie ujawniono otarć.
Jak mówi Olszewski, policjant bez żadnego ostrzeżenia postrzelił go w bok pod klatką piersiową. - Byłem w szoku, że w ogóle samochód żandarmerii wojskowej chce mnie skontrolować. Nie wiedziałem, że chodzi o mnie, dlatego się nie zatrzymałem. Policjant wyszedł, wyciągnął pistolet, przyłożył go do szyby i strzelił. Mało tego, jeszcze trzy miesiące wcześniej wygrażał, że "poczęstuje" mnie ołowiem - twierdzi mężczyzna.
Jak dodaje, ten sam funkcjonariusz wcześniej przyłapał go na jeździe bez uprawnień. Jednak feralnego dnia miał już uprawnienia do jazdy samochodem. Prokuratura umorzyła sprawę, a sąd w procesie cywilnym uniewinnił policjanta. Uznano wówczas, że użył broni właściwie.
W piątek rano w szczecińskich Podjuchach patrol drogówki w oznakowanym radiowozie chciał zatrzymać do kontroli czarnego Seata. Jego kierowca, 22-letni mężczyzna, uciekał i potrącił policjanta. Po oddaniu strzału ostrzegawczego, padł kolejny - śmiertelny. Śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez policjanta w związku z interwencją prowadzi prokuratura.