Na początek kilka słów o historii. Która jest poprawna, chwilami niezła, ale na pewno nie stanowi o sile gry Śródziemie: Cień Mordoru. Wcielamy się w żołnierza Gondoru: Talion pełni służbę przy Czarnych Wrotach wiodących do Mordoru. Skoro czas akcji umiejscowiono między wydarzeniami z Hobbita a Władcą Pierścieni, oznacza to, że Sauron jeszcze nie wrócił do swojej dziedziny, ale "coś jest na rzeczy". Skromy garnizon Gondoru ma coraz większe kłopoty z utrzymaniem porządku, po okolicy hasa coraz więcej orków, elitarnych Uruków. Ale Mordor nie jest jeszcze spaloną ziemią, sporo w nim zieleni, spotykamy też innych ludzi. Talion - to początek gry - ginie w walce z żołdakami Saurona, którzy też brutalnie mordują jego rodzinę. Ale żołnierz Gondoru nie umiera, przyzwany przez upiora sprzymierza się z nim, aby pomścić swoją rodzinę. Upiór - Jasny Pan - jak go nazywa Gollum, którego zresztą spotkamy w Mordorze - ten upiór również ma swoje cele. Więcej fabuły nie zdradzimy, ale warto na jedną rzecz zwrócić uwagę.
Mianowicie profesor Tolkien wiele rzeczy pozostawił niedopowiedzianych. Generalnie, jak wiadomo, jego spuścizna dotycząca Śródziemia to raptem dwie książki. Inne powstały na bazie notatek już po śmierci autora, w tym słynny Silmarillion. Daje to oczywiście sporo miejsca na wymyślenie różnych opowieści dziejących się w tym uniwersum. Co nam się podobało, gra - przy całej umowności i "niekanonicznej" historii - czerpie wielkimi garściami z literackiego pierwowzoru. Ale czy miłośnicy prozy Tolkiena nie będą zirytowani odstępstwami od kanonu? Naszym zdaniem - nie, a sami zaliczamy się do wielkich fanów książek, które czytało się po kilka razy. Podobnie jak w filmach Jacksona, nie wszystko jest dokładnie takie, jak opisał Tolkien, ale w ostatecznym rozrachunku gra Śródziemie: Cień Mordoru da nam wrażenie, że jesteśmy w dokładnie tej krainie, o jakiej czytaliśmy na kartach powieści angielskiego profesora.
W czym - co oczywiste - pomoże nam grafika. Mordor w grze nie jest może jakiś wielki jak na sandboxowe standardy, ale wygląda naprawdę bardzo ładnie. Cień Mordoru testowaliśmy na PC-cie, z większością ustawień na maksa, i grało się bardzo dobrze. Również muzyka w naszej opinii bardzo dobrze podkreśla mroczny generalnie klimat tej produkcji.
Ale, jeżeli zdecydujecie się na granie w Śródziemie: Cień Mordoru na komputerze, to gorąco, bardzo gorąco polecamy, aby podłączyć do niego konsolowego pada. Nie jest to skomplikowane, można kupić pada do Xboxa 360 z nadajnikiem i z "blaszakiem" działa bezproblemowo. Dlaczego to dosyć istotne? Bo najlepsza w tej grze jest sama zręcznościowa rozgrywka, warto mieć do niej odpowiedni kontroler. Naturalnie da się też myszką i klawiaturą, ale ewidentnie konsolowy rodowód gry jest tu widoczny.
No właśnie - jak w to się gra? Wszyscy rozpływają się nad możliwościami systemu Nemesis, o nim więcej za chwilę - ale tak naprawdę Śródziemie: Cień Mordoru to dynamiczna gra akcji. Mamy możliwości niczym postać z serii Assasins Creed - czyli Talion świetnie się wspina, umie się też zaczaić na orków i mordować tałatajstwo z ukrycia. Ale można też walczyć "z otwartą przyłbicą". wtedy, w czasie pojedynków z hordami wrogów na raz, od razu widać mechanikę walki rodem z serii Batman. Cios, kontra, ogłuszenie plus możliwości specjalne - dokładnie jak w grach o Mrocznym Rycerzu. I wiecie co? Nie ważne, że można zarzucić twórcom Cienia Mordoru lekką "zrzynkę", to nie ma znaczenia. Bo finalnie młócka - bardzo brutalna, z efektownymi finiszerami - bitka z orkami daje ogromną frajdę. A ponieważ zdobywamy także punkty doświadczenia i odblokowujemy dodatkowe umiejętności, w pewnym momencie będziemy mieli naprawdę mnóstwo możliwości eliminacji wrogów. Zabawa jest ultra-miodna, efektowna i absolutnie uzależniająca. Bardzo rzadko korzystaliśmy z opcji "szybkiej podróży" - a jest taka - bo lepiej było poszwendać się po okolicy, szukając jakiejś okazji do bitki lub paru mordów z ukrycia.
Śródziemie: Cień Mordoru to sandbox, czyli gra z otwartym światem. Mapa nie jest może zbyt wielka, ale twórcy poukrywali na niej sporo różnych aktywności, oprócz wątku głównego, także nuda naprawdę nikomu nie grozi. Ba, w naszej opinii, ilość rzeczy do zrobienia wyważono idealnie. Nie za dużo - nie za mało. Zdarzają się przecież także sandboxy z mapą "upstrzoną" znaczkami oznaczającymi dodatkowe aktywności - a co za dużo, to nie zdrowo. Śródziemie: Cień Mordoru na początku może nieco przytłoczyć, bo od razu jesteśmy rzuceni do Mordoru z wieloma rzeczami do zrobienia, ale po chwili da się to wszystko ogarnąć, aby rzucić się w wir walki między orkami a ludźmi...
... i orków bijących się z innymi orkami. Czyli dochodzimy do systemu Nemesis. W ogromnym skrócie chodzi o to, że hierarchia wśród żołdaków Saurona nie jest dana raz na zawsze. Oprócz prostych szeregowców są też ich kapitanowie. Którzy to mogą szybko stracić stanowisko - i głowę - bo inny uruk wymarzył sobie władzę i zabił swojego adwersarza. Albo sprawę z kapitanem załatwił Talion, a inny ork wykorzystał wakat. Dzięki Nemesis świat orków dynamicznie się zmienia. Każdy nowy kapitan ma swoje imię i zestaw różnych zdolności oraz słabych punktów. Ma także przypisaną wartość tak zwanej "potęgi" - im więcej, tym trudniej ubić plugawca. Ba, nie zawsze się to będzie opłacało, bo jak awansuje to stanie się potężniejszy, więc gdy się za niego zabierzemy, dostaniemy za wygrany pojedynek więcej punktów, za które można wykupić zdolności specjalne. Czasami jednak nie przeżyjemy spotkania z hordą wroga - wtedy zwykły żołdak, który zadał decydujący cios, staje się kapitanem, i sobie nas zapamiętuje. Bardzo to sympatyczne, gdy w czasie kolejnej potyczki mówi coś w stylu "znowu chcesz zginąć, ja to załatwię". Orkowie - pod względem graficznym - wyglądają także bardzo fajnie. Nie jest to atak klonów - większość z nich, nawet jeżeli da się wyróżnić jakieś typy, to i tak urukowie mają bardzo różne facjaty. To duży plus - Nemesis generalnie działa świetnie, spróbujcie w praktyce.
Aha - na jedną rzecz uważajcie: system Nemesis w pełni śmiga na PC-tach i konsolach nowej generacji PS 4 i Xbox One. Jest też wersja na poprzednią generację, ale tam Nemesis okrojono, więc nie polecamy.
Czy Śródziemie: Cień Mordoru ma jakieś minusy? Można by i parę znaleźć: tylko poprawna historia, to po pierwsze. Po drugie - chociaż my tak nie uważamy - gra staje się nieco powtarzalna, wytyka się także rozmiar mapy. Ale w ocenie Giermaszu, radosna wyrzynka orków w połączeniu z wieloma sensownie wymyślonymi zadaniami pobocznymi, daje tyle radości, że nie ma co narzekać. Podajmy przykład: w pewnym momencie na naszym redakcyjnym komputerze na liczniku gry było ponad 30 godzin a wątek główny był zrobiony tylko w połowie. Resztę czasu radośnie hasaliśmy po Mordorze, mordując orków, szukając znajdziek i tak dalej. Część osób zwraca uwagę, że gra, szczególnie na początku, jest dosyć trudna. Ale jeżeli skrupulatnie ciułacie punkty doświadczenia i potęgi, odblokowujecie nowe umiejętności Taliona, to biada orczym hordom!
Śródziemie: Cień Mordoru - niespodziewanie ta gra stała się jednym z pretendentów do wysokiego miejsca na liście najlepszych tytułów 2014 roku. Ociera się o ideał, chociaż naturalnie w czasie gry będziecie mieli myśli w rodzaju "a jakby jeszcze było to, albo tamto". W Giermaszu mamy tylko nadzieję, że gra sprzeda się na tyle dobrze i powstanie "dwójka" - większa i jeszcze lepsza. A teraz: do sklepów marsz, Śródziemie: Cień Mordoru czeka.
Mianowicie profesor Tolkien wiele rzeczy pozostawił niedopowiedzianych. Generalnie, jak wiadomo, jego spuścizna dotycząca Śródziemia to raptem dwie książki. Inne powstały na bazie notatek już po śmierci autora, w tym słynny Silmarillion. Daje to oczywiście sporo miejsca na wymyślenie różnych opowieści dziejących się w tym uniwersum. Co nam się podobało, gra - przy całej umowności i "niekanonicznej" historii - czerpie wielkimi garściami z literackiego pierwowzoru. Ale czy miłośnicy prozy Tolkiena nie będą zirytowani odstępstwami od kanonu? Naszym zdaniem - nie, a sami zaliczamy się do wielkich fanów książek, które czytało się po kilka razy. Podobnie jak w filmach Jacksona, nie wszystko jest dokładnie takie, jak opisał Tolkien, ale w ostatecznym rozrachunku gra Śródziemie: Cień Mordoru da nam wrażenie, że jesteśmy w dokładnie tej krainie, o jakiej czytaliśmy na kartach powieści angielskiego profesora.
W czym - co oczywiste - pomoże nam grafika. Mordor w grze nie jest może jakiś wielki jak na sandboxowe standardy, ale wygląda naprawdę bardzo ładnie. Cień Mordoru testowaliśmy na PC-cie, z większością ustawień na maksa, i grało się bardzo dobrze. Również muzyka w naszej opinii bardzo dobrze podkreśla mroczny generalnie klimat tej produkcji.
Ale, jeżeli zdecydujecie się na granie w Śródziemie: Cień Mordoru na komputerze, to gorąco, bardzo gorąco polecamy, aby podłączyć do niego konsolowego pada. Nie jest to skomplikowane, można kupić pada do Xboxa 360 z nadajnikiem i z "blaszakiem" działa bezproblemowo. Dlaczego to dosyć istotne? Bo najlepsza w tej grze jest sama zręcznościowa rozgrywka, warto mieć do niej odpowiedni kontroler. Naturalnie da się też myszką i klawiaturą, ale ewidentnie konsolowy rodowód gry jest tu widoczny.
No właśnie - jak w to się gra? Wszyscy rozpływają się nad możliwościami systemu Nemesis, o nim więcej za chwilę - ale tak naprawdę Śródziemie: Cień Mordoru to dynamiczna gra akcji. Mamy możliwości niczym postać z serii Assasins Creed - czyli Talion świetnie się wspina, umie się też zaczaić na orków i mordować tałatajstwo z ukrycia. Ale można też walczyć "z otwartą przyłbicą". wtedy, w czasie pojedynków z hordami wrogów na raz, od razu widać mechanikę walki rodem z serii Batman. Cios, kontra, ogłuszenie plus możliwości specjalne - dokładnie jak w grach o Mrocznym Rycerzu. I wiecie co? Nie ważne, że można zarzucić twórcom Cienia Mordoru lekką "zrzynkę", to nie ma znaczenia. Bo finalnie młócka - bardzo brutalna, z efektownymi finiszerami - bitka z orkami daje ogromną frajdę. A ponieważ zdobywamy także punkty doświadczenia i odblokowujemy dodatkowe umiejętności, w pewnym momencie będziemy mieli naprawdę mnóstwo możliwości eliminacji wrogów. Zabawa jest ultra-miodna, efektowna i absolutnie uzależniająca. Bardzo rzadko korzystaliśmy z opcji "szybkiej podróży" - a jest taka - bo lepiej było poszwendać się po okolicy, szukając jakiejś okazji do bitki lub paru mordów z ukrycia.
Śródziemie: Cień Mordoru to sandbox, czyli gra z otwartym światem. Mapa nie jest może zbyt wielka, ale twórcy poukrywali na niej sporo różnych aktywności, oprócz wątku głównego, także nuda naprawdę nikomu nie grozi. Ba, w naszej opinii, ilość rzeczy do zrobienia wyważono idealnie. Nie za dużo - nie za mało. Zdarzają się przecież także sandboxy z mapą "upstrzoną" znaczkami oznaczającymi dodatkowe aktywności - a co za dużo, to nie zdrowo. Śródziemie: Cień Mordoru na początku może nieco przytłoczyć, bo od razu jesteśmy rzuceni do Mordoru z wieloma rzeczami do zrobienia, ale po chwili da się to wszystko ogarnąć, aby rzucić się w wir walki między orkami a ludźmi...
... i orków bijących się z innymi orkami. Czyli dochodzimy do systemu Nemesis. W ogromnym skrócie chodzi o to, że hierarchia wśród żołdaków Saurona nie jest dana raz na zawsze. Oprócz prostych szeregowców są też ich kapitanowie. Którzy to mogą szybko stracić stanowisko - i głowę - bo inny uruk wymarzył sobie władzę i zabił swojego adwersarza. Albo sprawę z kapitanem załatwił Talion, a inny ork wykorzystał wakat. Dzięki Nemesis świat orków dynamicznie się zmienia. Każdy nowy kapitan ma swoje imię i zestaw różnych zdolności oraz słabych punktów. Ma także przypisaną wartość tak zwanej "potęgi" - im więcej, tym trudniej ubić plugawca. Ba, nie zawsze się to będzie opłacało, bo jak awansuje to stanie się potężniejszy, więc gdy się za niego zabierzemy, dostaniemy za wygrany pojedynek więcej punktów, za które można wykupić zdolności specjalne. Czasami jednak nie przeżyjemy spotkania z hordą wroga - wtedy zwykły żołdak, który zadał decydujący cios, staje się kapitanem, i sobie nas zapamiętuje. Bardzo to sympatyczne, gdy w czasie kolejnej potyczki mówi coś w stylu "znowu chcesz zginąć, ja to załatwię". Orkowie - pod względem graficznym - wyglądają także bardzo fajnie. Nie jest to atak klonów - większość z nich, nawet jeżeli da się wyróżnić jakieś typy, to i tak urukowie mają bardzo różne facjaty. To duży plus - Nemesis generalnie działa świetnie, spróbujcie w praktyce.
Aha - na jedną rzecz uważajcie: system Nemesis w pełni śmiga na PC-tach i konsolach nowej generacji PS 4 i Xbox One. Jest też wersja na poprzednią generację, ale tam Nemesis okrojono, więc nie polecamy.
Czy Śródziemie: Cień Mordoru ma jakieś minusy? Można by i parę znaleźć: tylko poprawna historia, to po pierwsze. Po drugie - chociaż my tak nie uważamy - gra staje się nieco powtarzalna, wytyka się także rozmiar mapy. Ale w ocenie Giermaszu, radosna wyrzynka orków w połączeniu z wieloma sensownie wymyślonymi zadaniami pobocznymi, daje tyle radości, że nie ma co narzekać. Podajmy przykład: w pewnym momencie na naszym redakcyjnym komputerze na liczniku gry było ponad 30 godzin a wątek główny był zrobiony tylko w połowie. Resztę czasu radośnie hasaliśmy po Mordorze, mordując orków, szukając znajdziek i tak dalej. Część osób zwraca uwagę, że gra, szczególnie na początku, jest dosyć trudna. Ale jeżeli skrupulatnie ciułacie punkty doświadczenia i potęgi, odblokowujecie nowe umiejętności Taliona, to biada orczym hordom!
Śródziemie: Cień Mordoru - niespodziewanie ta gra stała się jednym z pretendentów do wysokiego miejsca na liście najlepszych tytułów 2014 roku. Ociera się o ideał, chociaż naturalnie w czasie gry będziecie mieli myśli w rodzaju "a jakby jeszcze było to, albo tamto". W Giermaszu mamy tylko nadzieję, że gra sprzeda się na tyle dobrze i powstanie "dwójka" - większa i jeszcze lepsza. A teraz: do sklepów marsz, Śródziemie: Cień Mordoru czeka.