No dobra - weźcie wszystkie sieciowe strzelanki jakie znacie, wciśnijcie do maglownicy i wyciśnijcie z nich to co najlepsze. A napój, jaki Wam wyjdzie nazwijcie Overwatch. Nowa gra Blizzarda zawsze jest wydarzeniem. Tak jest i tym razem. Programiści uważnie słuchali graczy albo sami wyciągnęli wnioski z własnych doświadczeń i stworzyli grę niemal w sam raz. Stephen Hawking - ten sławny fizyk - jakiś czas temu stwierdził, że gdyby, teoretycznie ktoś z nas wpadł do czarnej dziury to wbrew powszechnej opinii miałby szansę na ucieczkę z niej. To odwrotnie jak w Overwatch. Ona zasysa mocniej, moja żona chyba zaczęła rozważać kupienie łomu, żeby oderwać mnie od pada. Co tu mamy? Może czego nie mamy. Nie ma kampanii. Jest sieciowa "łupanka", która polega a to na konwojowaniu jakiegoś transportu, albo z drugiej strony - na jego wyeliminowaniu czy zdobyciu terenu przeciwnika albo jego obronie. A wszystko dzieje się w zastraszającym, kolorowym, wybuchowym i głośnym tempie.
Grę do recenzji dostaliśmy od polskiego wydawcy firmy CDP.pl