Rasizm, przemoc, prostytucja, zabójstwa, alkohol, narkotyki, wulgarny język i seks. Mafia III jest kierowana tylko do dorosłego odbiorcy i stara się przedstawić mafijną historię w której centrum jest weteran z Wietnamu Lincoln Clay. Czarnoskóry bohater w roku 1968 wraca do wzorowanego na Nowym Orleanie fikcyjnego miasta New Bordeaux, do niewielkiej podupadającej organizacji przestępczej. Afroamerykanin w Mafii? - ktoś zapyta. Ano, tak, bo w serii przewijają się przestępcze półświatki wszelkich narodowości. Lincoln został jednak zdradzony i dąży do zemsty na Salu Marcano, donem włoskiej rodziny odpowiedzialnej za masakrę bliskich bohatera.
Studio Hangar 13, składające się z byłych pracowników 2K Czech, odpowiada za wszystkie trzy części serii. Problem w tym, że każda kolejna jest krytykowana i uważana za tą gorszą. Tak jak było w przypadku różnic między Mafią 1 a 2, tak jest i teraz. Co prawda różnice wynikają także z generacji sprzętu, gdyż pomiędzy jedynką a trójką jest 14 lat różnicy, ale też od umiejętności i raczej chęci twórców. Mafia III nie odcina się od poprzedniczki. Co prawda jest tylko jeden łącznik pomiędzy obiema grami, ale za to bardzo wyraźny. Chodzi o postać włoskiego gangstera Vito Scaletty, który był bohaterem poprzedniej odsłony. Dowiadujemy się co działo się z mafioso rodziny Falocne po Mafii II i dlaczego potrzebuje pomocy głównego bohatera Lincolna Clay'a.
Tyle tytułem przydługiego wstępu i czas na konkrety. Przeniesienie akcji do końcówki lat 60 przynosi diametralne zmiany. Od ubioru, samochodów, po realia polityczne i wszechobecny rasizm. Także muzyka w postaci największych hitów Jimiego Hendrixa, Status Quo, The Rolling Stones, Elvisa Presley'a, Ramones, Roy'a Orbisona... wyliczać można długo, ale fakt jest taki, że oprawa muzyczna pasuje tu idealnie. Cała otoczka New Bordeaux wykonana jest świetnie, klimat jest niesamowity, ale daleko do różnorodności GTA V. No, ale to - stety niestety - inna gra.
Jak można się było spodziewać, Lincoln Clay rozpoczyna swoją pełną destrukcji ścieżkę zemsty, eliminując po kolei wszystkich ważnych ludzi rodziny mafijnej. Od krawężników, dilerów i przemytników, po poruczników, capo i same szczyty przestępczej organizacji. W trakcie swojej wendety może liczyć na wsparcie innych bossów przestępczego świata. Wspomnianego wcześniej Vito Scaletty z drugiej części Mafii, irlandzkiego pijaka Burke'a oraz dowodzącą haitańskimi gangsterami Cassandrę. Dzięki nim Clay zarabia pieniądze i dostaje wsparcie w postaci broni, ludzi, samochodów i wszelkich usprawnień. W późniejszych losach jest to bardzo przydatna pomoc.
Otwarte miasto pozwala na wiele, ale brakuje tu smaczków, tak licznie obecnych w Mafii II czy GTA V. Jest to zaskoczenie, gdyż oznacza wyraźny regres. Co prawda są zmienne warunki atmosferyczne, ale nie ma zimy, są budki telefoniczne, ale nie można z nich dzwonić, mieszkanie Lincolna Clay'a to rudera, mimo że ma majątek na koncie, i nie można w nim zrobić praktycznie nic. W poprzedniej części można było spuścić wodę w toalecie, otworzyć okno, napić się piwa z lodówki, zapalić światło. Tutaj tego nie ma. Tak jak większości atrakcji z Mafii II. Walka jest uproszczona, samochodu nie można zatankować, umyć, naprawić czy zezłomować. Dekle od kół nie odpadają, samochody prawie się nie niszczą, nie można zjeść hot-doga, wyczyścić butów, przebrać się czy zostać aresztowanym, bo policja zawsze strzela. Sporo tego jak na grę aspirującą do miana wielkiego hitu.
Bardzo podobał mi się scenariusz, nakreślone postacie o ciekawych i głębokich charakterach, wstawki dokumentalne, rozmowy nie związane tylko z celami misji, potajemne spotkania, wyświadczanie przysług i zdobywanie lojalności współpracowników. Z drugiej strony misje główne i poboczne praktycznie się nie różnią - zapewne wynika to z ograniczeń narzuconych przez grę i interakcję z otoczeniem, choć w głowie zapala mi się lampka przy słowach - termin premiery i budżet produkcji. Pojedź - zabij kogoś, ukradnij lub zniszcz coś, czasami śledź lub porwij. I to wszystko. Wielokilometrowe przejażdżki ukradzioną ciężarówką z towarem czy łodzią z marihuaną zaczynają nudzić. Kolejne walki wyglądają tak samo. Na początku fascynuje cicha eliminacja, ale z czasem i zasobami zamienia się to w marsz Rambo. Lincoln kontra cały świat. Policja czy przeciwnicy nie zaskakują inteligencją, co więcej, mundurowi albo czegoś nie widzą, albo od razu strzelają. Czy nie za dużo zastrzeżeń jak na tak reklamowaną grę?
I teraz najlepsze. Mimo licznych minusów i regresu serii, ja bawiłem się świetnie. Grałem w sesjach po 3-4 godziny, więc może dlatego nie dopadła mnie nuda i powtarzalność. Zbierałem magazyny Playboy, włamywałem się do sklepów i skrzynek telefonicznych, w międzyczasie robiłem misje, próbowałem różnych broni, dałem się zjeść aligatorowi, robiłem crash testy motorówką, toczyłem uliczne wojny z policją i gangsterami. Gra oferuje wiele, ale porównując do Mafii II i GTA V wypada blado. Mimo wszystko oceniam ją powyżej średniej. Polubiłem Lincolna, dopełniłem zemsty, przejąłem całe miasto i na końcu wybrałem jedno z trzech rozwiązań zakończenia historii. Co więcej, po napisach końcowych grałem dalej, a to chyba o czymś świadczy.