Gatunkowo Night in the Woods to gra przygodowa z niewielką domieszką platformówki i olbrzymią ilością dialogów ale w trakcie rozgrywki pojawia się jeszcze kilka gatunków. Na przykład dość szybko Mae ma okazję pograć na gitarze basowej w stylu Guitar Hero. Tyle, że przy pomocy klawiatury, a nie gitarowego sterownika. Jednak sedno gry to rozmowa, czasami wybór kwestii. Do tego miasteczko Possum Springs pozostawia dużo swobody wyboru. To od nas zależy z kim porozmawiamy, z kim się spotkamy co oczywiście ma duży wpływ na fabułę. No właśnie, fabuła.
Myślę, że nie przesadzę jeśli powiem, że Night in the Woods to jeden z najlepszych scenariuszy jakie spotkałam w grach kiedykolwiek. I nie chodzi tu o mnogość wydarzeń czy niespodzianki fabularne. Życie małomiasteczkowe toczy się powoli. Dzień po dniu. Pobudka, sprawdzenie wiadomości w laptopie, do mamy do kuchni i potem decyzja - co by tu porobić dzisiaj. Normalne życie młodego dorosłego. Nudy. Ale do czasu. W pewnym momencie sytuacja zaczyna się zmieniać - jak? Tego oczywiście nie zdradzę. Ale jeszcze zanim fabuła przyspieszy senną codzienność Possum Springs okaże się, że nie ma nudy.
Night in the Woods jest piękna graficznie. Muzycznie też jest dobra. Ale największą siłą tej gry są fantastycznie napisane postaci. Co więcej relacje między nimi są równie emocjonujące. Bo to emocje rządzą Night in the Woods. W trakcie grania zdarza się i śmiech i łzy i złość i wszystko inne. To tylko z pozoru nudny dzień po dniu. W praktyce jest to taka codzienność jak w rzeczywistości - niby budzik, praca lub szkoła i tak dalej ale po drodze te małe wydarzenia tworzą cały świat. Nasza Mae przeżywa wiele. Dotyka też czasami trudnych tematów, stabilności psychicznej, straty i wielu innych. Razem tworząc niezwykle wciągającą grę, o dziwo stworzoną dzięki finansowaniu społecznościowemu przez raptem trzy osoby. Acha, i tanią.
W sumie - bardzo gorąco polecam.