Jak napisałem powyżej, to gra z gatunku RPG: na mapie widzimy znaczki kolejnych zadań, głównych i pobocznych, dzięki ich wypełnianiu, walce i innych aktywnościach (na przykład tworzeniu strojów bohatera) dostajemy punkty doświadczenia, dzięki czemu rozwijamy naszą postać. Ot, klasyka gatunku. Do tego mamy turową i taktyczną walkę na podzielonej na polach planszy. Również żadna sensacja. Tyle, że ciosy specjalne to - przykładowo - nie bójmy się tego słowa: pierdzenie, pokazywanie wulgarnych gestów i inne takie "ekstrasy".
No i eksplorujemy miasteczko South Park, w którym nie brakuje, łagodnie rzecz ujmując, pokręconych postaci i sytuacji. To co się dzieje na ekranie to czysta rzeź: przykładowo, gdy twórcy obśmiali ostatnio modną polityczną poprawność związaną z ideologią gender i obieraną płcią, aż przecierałem oczy ze zdumienia, jak trafnie uderzyli. Ale spokojnie, dostaje się tu wszystkim po równo, żartów dotyczących Jezusa i innych świętości oczywiście nie zabrakło.
W mojej ocenie jednak, gdy obedrzemy South Park: The Fractured But Whole z całej otoczki satyry, wyłania się obraz, za który mam wielki szacunek dla twórców serialu, Matta Parkera i Treya Stona. Za częstokroć, jakże trafną diagnozę społeczeństwa i świata w którym żyjemy, z jego wszystkimi paradoksami i hipokryzją. Sami z siebie się śmiejemy w South Park - o ile oczywiście nie odrzuci nas bezkompromisowość Parkera i Stone'a. To tylko otoczka, jak wspomniałem, ale przecież wiem, że nie każdy South Park, jak to się mówi, "trawi".
Nie będę opisywał fabuły. Oczywiście spotkamy niemalże wszystkie postaci znane z serialu, przed naszymi oczami rozegra się po prostu kolejny odcinek South Park. Warto jednak pamiętać, że to gra RPG - czyli nie chodzi tylko o same zadania i ich wypełnianie - ale też eksplorację świata, polecałbym niespieszne granie i czerpanie frajdy ze smaczków, jakich jest po prostu mnóstwo. Zwróciłbym na to uwagę, bo dopieszczenie wielu wydawałoby się mało istotnych szczegółów daje mnóstwo zabawy po prostu ze "szwędania" się po świecie gry.
Dosłownie jeden przykład: "eRPeGowi" wyjadacze doskonale znają sytuację, gdy w danej lokacji pojawiają się bohaterowie niezależni. Ale nie jacyś ważni dla rozwoju sytuacji w grze, tylko po prostu stoją bądź chodzą jakieś wirtualne ludziki czy inne stwory (wszak to często gry czerpiące z fantasy). No więc możemy do nich podejść, chwilę "pogadać", czyli wyświetli się kilka zdań i jak klikniemy jeszcze raz, zobaczymy tę samą wypowiedź. W opisywanym South Park: The Fractured But Whole niby też tak jest - niby, bo po pierwsze: te kwestie są udźwiękowione, wypowiadane przez aktorów. A po drugie, zanim zacznie się powtórka, to wygłaszanych zdań jest całkiem sporo. W efekcie łaziłem po miasteczku i zagadywałem do kolejnych osób, tylko po to aby mieć ogromny ubaw z tego, co mówili i jak się zachowywali. Komuś chciało się zadbać o ten detal, a to tylko jeden przykład. Ja w South Park: The Fractured But Whole widzę ogrom włożonej pracy i to doceniam, bo moje doświadczenie jako gracza jest dzięki temu o wiele pełniejsze. Nie muszę chyba dodawać, że tak samo przyłożono się do zadań tak głównych jak i pobocznych. Bawiłem się po prostu doskonale, chociaż - pamiętajcie - to "jazda bez trzymanki" i obrażanie kogo się da na lewo i prawo.
Jeżeli Was zainteresowałem - gdy jeszcze nie graliście w poprzedni Kijek Prawdy - to właściwie Wam zazdroszczę, macie dwa tytuły do ogrania, he he. Jeżeli graliście i się podobało, to albo już macie South Park: The Fractured But Whole albo planujecie ten wydatek w domowym budżecie. Żałować absolutnie nie będziecie. A jeżeli South Park - serialu - nie lubicie, to... Wasz problem...