Zawsze bawi mnie fabuła w grach wyścigowych. Staroszkolny nawyk - włączam i po prostu jadę - w serii Need for Speed nie ma miejsca. Mimo infantylnych dialogów, czerstwych wrzut i gróźb pokroju "ja ci pokażę!", jest spójnie i w sumie nie przeszkadza. Zważywszy, że większość wyścigów jest powiązana ze scenariuszem, trzeba się do tego po prostu przyzwyczaić. W Need for Speed: Payback towarzyszy nam trójka bohaterów – Tyler, Mac oraz Jess. Każdy mający swoją specjalność i znaczenie w grze. Tyler kocha ściganie się po szosach, terenach górzystych i zawodach drag racing na 1/4 mili, Mac do perfekcji opanował driftowanie, a Jess jest specjalistką od ucieczek i walki z policją. Historię poznajemy w momencie, gdy jedna z osób należących do grupy zdradza, przez co wspomniana trójka popada w niebyt. Zemsta wykarmiła nie jeden charakter, tak więc mamy rządzę rewanżu i ponowne zejście się ekipy. Głównym przeciwnikiem jest mający koneksje nawet w policji kartel zwany Familią. Na drodze do zemsty stoją równego rodzaju grupy wyścigowe, z którymi wraz z postępami zmierzą się nasi bohaterowie. To tak w skrócie.
Need for Speed: Payback jest grą z otwartym światem, pełnym różnorodnych dróg, skrótów, skoczni i barwnych miejscówek. Wszędzie rozsiane są różnego rodzaju zawody, do których dostęp dostajemy wraz z postępem. Można je podzielić na cztery główne kategorie, a każda wymaga innego podejścia i przede wszystkim odpowiedniego samochodu. Jest to czasami problematyczne, bo uzbieranie środków na kolejne auto czy wymiana na lepszy model kosztuje. Początkowa Honda S2000 jest za wolna i warto zainwestować w np. BMW M2. Terenowy Land Rover Defender 110 zostaje z tyłu, więc lecimy do sklepu po Mercedesa-AMG G 63. Pięknie driftujący Ford Mustang jest po prostu słaby przy Porsche 911 Carrera S (991). I tak dalej. Tutaj pojawia się klasyczny grind, czyli wielokrotne powtarzanie wyścigów, by zdobyć fundusze na nowe auto czy ulepszenia. Prawdziwa stara szkoła.
Każdy samochód można też do pewnego momentu rozwijać. Służą do tego odpowiednie karty, które przypisuje się na stałe do samochodu. Czyli nie można ich przełożyć do innego, nowo kupionego auta. Tutaj twórcy zapewne chcieliby, byśmy sięgnęli do portfela i kupili losowe paczki za prawdziwe pieniądze. Ale nic z tego. Determinacją, powtarzaniem wyścigów i żmudną pracą można osiągnąć swój cel. Karty wpływają na wszystkie parametry auta, od mocy, poprzez prędkość maksymalną, przyśpieszenie, skoczność, hamulce itd. Do samochodu można przypisać ich sześć, a dzięki kombinacji trzech od tego samego producenta, zyskuje się dodatkowe bonusy do osiągnięć. Co więcej, karty wygrywa się po wszystkich wyścigach, albo też losuje za specjalne punkty części. Problem pojawia się, gdy dany samochód osiągnie swoje maksimum. Trzeba kupić nowe auto i mozolnie zdobywać karty by podkręcić jego osiągi. I tak za każdym razem, w każdej kategorii wyścigów.
Wyścig szosowy, terenowy, na 1/4 mili, drifty, jazda na czas, ucieczki i pościgi - wszystko jest podobne, choć różni się detalami. Osiągnięcie odpowiedniego czasu czy liczby punktów, zwycięstwo - każdy wyścig ma swoje wytyczne. Sprawdza się to znakomicie, bo po serii wyścigów szosowych scenariusz wymusza wybranie innej kategorii zmagań. Każdy można też powtórzyć, czy to dla pobicia wyniku, pieniędzy czy kart. Jest też ponad setka wyzwań, które spotykamy na drodze. A to pobicie prędkości przy fotoradarze lub na danym odcinku lub odpowiedniej długości drift. Jest tego OD-GRO_MA, więc na nudę narzekać nie ma jak.
Wraz z postępami zyskujemy dostęp do coraz lepszych samochodów. Można oczywiście znaleźć na mapie kilka wraków i nad nimi popracować, ale to salony mają w ofercie największe perełki. Początkowo gracz cieszy się z nowego modelu Audi, Chevroleta czy Forda, ale z czasem portfel drenują takie modele jak Nissan Skyline GT-R V-spec 1999, Porsche 918 Spyder czy Aston Martin DB11. Większość modeli jest w miarę dostępna cenowo, więc aż takiego bólu nie ma. Problem pojawia się przy najlepszych samochodach dostępnych w grze. Z wyścigów kokosów nie ma, a pragnienie posiadania super bolidów jest nie do przejścia. W końcu to Lamborghini Aventador, McLaren P1, czy najnowszy model Pagani. Oj, jest w czym wybierać.
Model jazdy jest świetny, prawdziwy arcade. Cudowne poślizgi, potężne skoki, abstrakcyjne prędkości i wyczuwalną moc drzemiąca pod maską. Auta pływają i kontrola nad nimi nie sprawia trudności. Oczywiście zależy to od wyścigu, bo przykładowy drift polega na ciągłych poślizgach, a zawody na 1/4 mili na sprawnym przełączaniu biegów. Balans jest wyważony i każdy fan ścigałek na pewno sobie poradzi.
Zarówno świat jak i samochody wyglądają bardzo dobrze. Muzycznie też bez zastrzeżeń. Jest mój ulubiony DJ Shadow z Nasem, Gorillaz, Queens of the Stone Age, czy Tom Morello. W sumie 45 utworów płynących po różnych, pasujących do wyścigów gatunkach. Scenariusz trzyma się kupy i nie przeszkadza, mikropłatności są opcjonalne, a zabawy jest co nie miara. Zaskoczyło mnie to, że Need for Speed: Payback jest naprawdę dobrą i wciągająca grą. Wymaga czasu, ale zabawa jest doskonała. Jeśli więc szukacie rozrywki, a nie trudności sprawianych przez symulatory, to najnowsza odsłona serii Need for Speed jest do tego idealna.