Do wyboru mamy też jedną z klas - tu podział jest raczej klasyczny - stosunkowo lekki strzelec, a poza tym wybory które sprowadzają się do różnic w opancerzeniu czy liczbie punktów życia, ale co też oczywiście wpływa na strategię.
Sednem gry jest jednak system walki. Na pierwszy rzut oka właściwie mamy tu do czynienia z klasyką. Jeden z trzech ciosów - ciach z góry, z boku i pchnięcie, do tego szarża i kopnięcie. Dochodzi jednak konieczność manewrowania gałką analogową, co sprawia, że poszczególne ciosy nabierają większej mocy, niuanse blokowania umożliwiające wyprowadzenie szybkiej kontry, odskok, obejście bloku - to wszystko sprawia, że Chivalry 2 z czystej łupaniny zmienia się... no, nadal w łupaninę, ale to już jest skutkiem samej specyfiki średniowiecznych walk.
Samouczek. Jeśli wcześniej nie mieliście do czynienia z Chivalry - szczerze radzę przez niego przebrnąć, choć bywa frustrujący i momentami wydaje się bez sensu. Tak naprawdę jednak bardzo się przydaje. Na początku pomaga nam zrozumieć dlaczego znów zginęliśmy. Bo ten drugi obszedł nasz blok, bo kiedy zblokowaliśmy, on wcisnął kontrę, bo kiedy zblokował nas - nie odskoczyliśmy, a on wyprowadził pchnięcie. To wszystko ma znaczenie, ale - jak wspomniałem - przede wszystkim w początkowych godzinach rozgrywki, które dla początkującego gracza mogą być rozczarowujące.
Starcie zaczyna się od tego, że przez kilka chwil biegniemy nie mogąc się zatrzymać - następnie (głęboka woda) oręż w łapę i hyc - zaczynamy jatkę. Mówiłem już, że to symulator rycerza, a nie wyidealizowana bajka z fair play i innymi dodatkami, które mogą mieć jakiekolwiek znaczenie w heroicznych opowieściach czy filmach. Gracze, gdy tylko wyczują okazję, pchną Was w plery jakimś żelastwem, przyłączą się do drugiego, żeby mieć przewagę i szybciej odesłać Was w zaświaty. Też zapewne będziecie tak robić. Sam tak robiłem. To w sumie największa szansa, żeby na początku zdobyć jakieś skalpy.
Zwróciłem uwagę, że Chivalry 2 bywa odpychające - ale w ten pozytywny sposób. Gra sprawia wrażenie brudnej, ze względu na odwzorowywania średniowiecznych realiów, kiedy ludzkość nie wymyśliła jeszcze higieny, a brud i błoto były wszechobecne. Podobnie jest też tutaj, choć niektóre obiekty wyglądają jednak zbyt sterylnie, na przykład zamki - według mnie, przydałoby się tam więcej widocznych uszkodzeń. No i chodzi też o brudną walkę: chwila nieuwagi wystarczy, żeby nagle stać się lżejszym o jedną albo dwie kończyny czy głowę, czemu towarzyszy intensywna utrata krwi.
Wspominałem już o zamkach - to w bardziej skomplikowanych misjach, niż zwykły deathmatch czy walkach każdy na każdego. Mamy tam misje drużynowe jak odbicie swojego towarzysza z lochów albo danie nauczki jakiemuś obozowi za popieranie nie tego władcy, co trzeba. Grało mi się w nich najprzyjemniej, kiedy sama wesoła rzeźnia już nieco mi się przejadła, warto jednak w podstawowym trybie nabrać trochę obycia, zanim rzucimy się na takie zadania.
Nie wiem też, czy jest tu jakaś zależność, ale jeśli wyrzucało mnie z gry z powodu kłopotów z serwerami, to właśnie z tych misji. Tak czy inaczej na pewno była to przyjemna odmiana. Chivalry 2 brzmi dobrze, wygląda nieźle, chętnych do tłuczenia się długimi kawałkami metalu jest bardzo dużo, nie ma problemu z dołączeniem do jakiejś gry. Do tego dochodzi możliwość personalizacji naszego woja, jego rozwój - w tym każdy rodzaj dzieli się na kolejne "podrodzaje" - i naprawdę olbrzymia satysfakcja, kiedy uda nam się kogoś solidnie łupnąć długim mieczem z rozmachu...
... tak, to jedna z większych zalet tej produkcji: uczucie trafienia i samego machania bronią są wykonane bardzo dobrze. Gra nieźle wypada też dźwiękowo, choć niektóre z efektów, jak na przykład część głosów, brzmi groteskowo. Ale to raczej celowy zabieg, bo autorzy wprowadzili kilka elementów komicznych. Bawiłem się przy Chivalry 2 świetnie. Kolejne zgony nie zniechęcały mnie do dalszych prób, a system walki - choć początkowo wydaje się skomplikowany - to jego używanie daje wiele satysfakcji, a kiedy wyjdzie Wam ustrzelenie trzech przeciwników za jednym razem, po plecach przechodzą ciarki...