Bo bardzo bogaty Niklos Karaboudjan zostaje zamordowany. Odkrywacie to w nocy, gdy wraz z jego kamerdynerem wchodzicie do kajuty, w której znajdujecie zwłoki. Ale tam jest ktoś jeszcze. Uderzony czymś ciężkim inspektor budzi się rano na miejscu zbrodni. Zaczyna się śledztwo, w którym - jak się okaże - podejrzanym jest każdy z pasażerów. Każdy miał motyw.
Tak rozpoczyna się fabuła gry Cruise for a Corpse, francuskiej firmy Delphine Software. Na Amidze tytuł ten wyglądał po prostu świetnie, niczym film animowany, z pięknie narysowaną scenografią. A że akcja działa się w roku 1927, nawiązania do klasycznych opowiadań Agathy Cristie wręcz rzucały się w oczy.
Zresztą, w tamtych latach to właśnie gry typu point'n'click miały najładniejszą oprawę. W Cruise for a Corpse chodziliśmy po jachcie, zbieraliśmy dowody i rozmawialiśmy z podejrzanymi. Pewnym ułatwieniem było to, że gdy coś odkryliśmy, zegar przesuwał się o 10 minut. Chociaż to oznaczało też, że trzeba przetrząsnąć lokacje jeszcze raz - bo mogło się w nich pojawić coś nowego, także postaci mogły zmienić miejsce pobytu.
Przy czym: graficzny przepych oznaczał całkiem długie przerwy na doczytanie danych i lokacji. Oraz, regularne zmienianie dyskietek w trakcie gry. Z poradnikiem, grę można skończyć w niespełna 3 godziny. Ale bez niego, Cruise for a Corpse to naprawdę niełatwa produkcja.