Wypada też napisać parę słów o, powiedzmy, otoczce fabularnej. Bo pod tymi słodziutkimi pozorami twórcy ukryli całkiem makabryczne treści - oczywiście, gdyby je podano "na poważnie". Bo nasza owieczka najpierw jest złożona w ofierze, a dzięki pomocy wygnanego demona powraca do życia, aby założyć jego kult. I, przykładowo, składać w ofierze kultystów. Albo ich zjadać, albo zabijać, albo odurzać, albo... no, w każdym razie, takie treści podane na poważnie to chyba załapałyby się na PEGI 18. Co bardziej wrażliwych uprzedzam tylko, że dawno nie widziałem takiego nagromadzenia pentagramów czy odwróconych krzyży. To już chyba nawet okładki płyt death czy black metalowych zespołów nie mają takiego stężenia "szatana" na metr kwadratowy.
Przy czym, dzięki pokazaniu tej treści w opakowaniu ze słodkich zwierzątek, ostatecznie raczej bliżej Cult of the Lamb do groteski, a nie makabreski. Zresztą, prosty przykład: pozyskanych członków naszego kultu należy karmić. A jak ich nakarmimy, to często-gęsto... zrobią kupę. Którą sprzątamy i wykorzystujemy jako nawóz do uprawianych roślin. Są momenty, gdy nasza owieczka faktycznie wygląda jak diaboliczny kapłan morderczego kultu - żeby chwilę później zbierać kupy, uprawiać rolę, ścinać drewno i gotować posiłki dla naszej czeladki. Oczywiście ta część rozgrywki to właściwie (nie licząc otoczki), klasyczne usprawnianie naszej bazy, jej rozbudowywanie i dbanie o potrzeby (specyficzne czasami potrzeby) naszych wyznawców. Cult of the Lamb skrojono tu według klasycznej zasady "przykrótkiej kołdry", czyli zawsze czegoś będzie brakowało. Albo, jeżeli nie dopilnujemy wyznawców bądź się zagapimy, może się okazać, że jednych materiałów mamy zdecydowanie za dużo, innych zdecydowanie za mało... Na pewno nuda nam w tym elemencie nie grozi, o ile oczywiście lubicie takie klimaty.
Oprócz naszej bazy, mamy też inne lokacje do odkrycia. W jednej będziemy łowić ryby, w innej zagramy w kości (wciągnęła mnie ta mini-gierka, przyznaję), gdzie indziej coś kupimy. Natomiast - mówiąc o jednym z dwóch podstawowych elementów mechaniki - co i rusz będziemy wyruszać na wyprawę. Zarówno aby pokonać wrogów, którzy uwięzili naszego demona-mistrza (pamiętacie, że to jego kult uprawiacie, aby mógł zniszczyć świat, prawda?) - no i naturalnie będziemy zdobywać różne zasoby czy "dopałki" do statystyk naszego baranka. Tu mamy do czynienia z dynamiczną grą akcji, gdzie warto stosować technikę "walnij i się przeturlaj", bo szybko wrogów na planszy zrobi się naprawdę wielu, a bossowie będą dysponowali coraz większym wachlarzem wrednych zagrań i ciosów specjalnych. Lokacje są stosunkowo małe, eskapady będą trwały od kilku do kilkunastu minut (widzimy to w podsumowaniu po każdej takiej wyprawie).
I tak się toczy Cult of the Lamb: od sprzątnięcia kolejnej kupy, po kolejną rytualną ofiarę - od kolejnej partyjki kości i moczenia wędki, po wariacki festiwal turlo-uników, ciosów i ciosów specjalnych czy dostawania "w trąbę" od bossów (albo i nie).
Nieco kuleje warstwa techniczna. Nie w samej dynamicznej walce, ale na przykład w trakcie wczytywania gra potrafi na ułamek sekundy zamrozić ekran. Albo coś się przytnie w momencie jakiejś animacji (ale nie w trakcie walki. Choć zaznaczam, że w ogrywanej przeze mnie wersji na najnowszej konsoli Sony nie stanowiło to jakiegoś wielkiego problemu. Ot, zauważam, że przecież nie wymagająca największej mocy obliczeniowej gra zalicza momentami takie problemy. Cult of the Lamb przyda się jeszcze jakaś aktualizacja, usprawniająca techniczne elementy tego tytułu. Ale, podkreślam, nie jest to nic co bardzo by mi przeszkadzało.
W efekcie Cult of the Lamb bawiłem się bardzo dobrze. Zresztą, wspomniałem już na początku, że ten tytuł spodobał mi się praktycznie od razu. Nie musiałem się do niego "przekonywać", tylko z miejsca wskoczyłem do akcji. Może też dlatego, że przecież wiele z tych elementów już znałem z innych produkcji. Cult of the Lamb to bardzo udane połączenie elementów już widzianych - co wcale nie musi być oczywistością. Twórcy tej gry jednak znaleźli właściwą ścieżkę dla swojego dzieła. Cult of the Lamb wygląda ślicznie w swojej stylizacji, ma syndrom "to jeszcze tylko chwilę pogram", gdy ta "chwila" potrafi się niebezpiecznie przeciągać, do tego cena jest bardzo, ale to bardzo przystępna. Cult of the Lamb polecam bez wahania!
Ocena: 9/10