Dead Island to marka, którą wymyślił nasz rodzimy Techland. Po trzech grach z serii pozbyli się IP i wydali świetne hitowe Dying Light. Pierwsza zapowiedź Dead Island 2 miała miejsce około 9 lat temu i wszyscy spodziewali się rychłego nadejścia kontynuacji popularnej marki. Niestety. Dwukrotnie zmieniali się twórcy, tytuł zaliczał kolejne opóźnienia i bądźmy szczerzy. Większość fanów serii dała sobie spokój z marzeniami. Jednak finalnie udało się, produkcja odbyła długą podróż i doleciała. W sumie to nie, bo samolot z wybranym głównym bohaterem lub bohaterką na samym początku gry rozbija się i zaczyna się zabawa właściwa.
Do wyboru jest sześć postaci, różniących się parametrami, ale kogo nie wybierzesz trafi do objętej rządową kwarantanną Kalifornii. Już na samym początku gry dochodzi do ugryzienia przez zombie i Ryan, którego wybrałem, okazuje się wybrańcem. Nie zamienia się w chodzącego trupa, więc szuka pewnego doktora, dzięki któremu może uda się uratować świat. Ten główny motyw jest historią przewodnią, choć po prawdzie, jest ona dodatkiem do zabawy w wybijanie w pień zombie. Po prostu jest, ma swoje momenty i często ciekawsze są misje poboczne. Tych głównych jest ponad 20, pobocznych jeszcze więcej, są wyzwania, więc na nudę nie ma tu miejsca, a wszystko ładnie klei się w jedną większą historię.
Już na początku Dead Island 2 dwojako mnie zaskoczył. Wykonanie jest rewelacyjne. Świat prezentuje się obszernie, ciekawie, mnóstwo tu detali, budynki wypełnione są sprzętem, meblami, na drogach walają się samochody czy autobusy, masa zniszczeń, krwi. Wille często są opuszczone, jakby ktoś porzucił je w pośpiechu, ale już w pierwszej lokacji widać, że to dzielnica bogaczy i posiadłości są rozległe. Z basenami, kortami tenisowymi, garażami na kilka drogich pojazdów... no i to piękne słońce. Ale widać, że apokalipsa trwa w najlepsze, a ludzie uciekli. Oczywiście nie wszyscy, bo nie byłoby co wybijać. Choć to już nie są ludzie, więc skrupułów nie miałem żadnych. Drugim zaskoczeniem o którym wspominałem, jest wielkość świata. Byłem przekonany, że Dead Island 2 to wielki otwarty świat. Jest duży, ale podzielony na 10 różnych lokacji. Specjalnymi bramami przechodzimy z jednej do drugiej, ale jest to po prostu kolejny wycinek mapy miasta. I w sumie ma to sens, bo często znacznie różnią się wyglądem. Początkowe Bel-Air z ciasnymi uliczkami, Bevelry Hills z posiadłościami za grube miliony, wesołe miasteczko, olbrzymi hotel, spore studio filmowe czy plaża Venice Beach, która od razu przypomniała mi GTA V. Jest różnorodnie, lokacje są duże, jest dobrze, naprawdę dobrze.
Tyle już gadam, a nie wspomniałem o najlepszym - walce. Czuć, że twórcy bardzo mocno postawili na ten aspekt gry. Zwłaszcza na broń białą, która jest podstawowym orężem w walce. De facto wszystko co jest dłuższe przydaje się w tangu z zombiakami. Deska, gazrurka, kij do bilarda, klucz samochodowy, ale również i prawdziwa broń, jak katana, miecz czy cudowny ciężki młot. I tu przechodzę do części tylko dla dorosłych, bo ta gra jest zdecydowanie dla dorosłych. Twórcy stworzyli system... rozpadania się ciał. Uciąć można każdą kończynę, zrobić dekapitację, ciała wręcz poćwiartować, ale największą brutalność widać podczas okładania zombie po twarzach. Każdy cios powoduje, że się po prostu rozpadają. Cios nożem, odpada kawałek zgniłego policzka, walnięcie kluczem francuskim, wyrwana szczęka leży metr dalej, mocny cios młotem od góry, czaszka pęka jak arbuz. Wygląda to makabrycznie, ale w końcu to zombie, więc same w sobie są straszne. Wiszący kabel - można porazić ich prądem, rozlewasz wodę i efekt jest obszarowy, kanister z paliwem - płonie pół okolicy, beczka z kwasem - zielona maź pochłonie każde życie nieumarłego. Ale jest jeszcze lepiej. Broń można ulepszać, dzięki czemu dodają wrogom odpowiednie statusy. Maczeta rażąca prądem, podpalająca katana, wykrwawiający przeciwników kastet itd. Jest tego naprawdę sporo. A to nadal nie koniec. Można rzucać shurikenami, bombami rurowymi czy kawałkiem... mięsa, na którym skupiają się zombie. Na deser jest jeszcze broń palna, ale używałem jej rzadko, gdyż o wiele większą frajdę daje walka bezpośrednia. Gazrurka, potężny topór, bejzbol, no jest pięknie.
Niezwykle ważny jest dobór broni. Raz przydaje się szybka, mała i poręczna siekiera, innym razem ciążki jak diabli młot z ćwiekami. Na pospolite zombie wystarczy dowolna zabawka w ręku. Człapacze i szwendacze to mięso armatnie, na którym uczyłem się walki, a biegaczy trzeba po prostu zastopować. Trochę problemów robią już elektrycy rażący prądem, człowiek pochodnia, uważać też trzeba na żołnierzy obwieszonych ładunkami wybuchowymi, strażacy są niewrażliwi na statusy, rojowy atakuje pszczołami, opancerzonego trzeba wpierw rozebrać itd. Ale nawet ci zwykli potrafią być na wyższym poziomie i sprawić naprawdę spore problemy. Lecz gdy pojawia się Łamacz i jego wariacje, robi się ciężko. Wielki, odporny, z potężnymi ciosami, także obszarowymi. Oj, namęczyłem się na nich wielokrotnie. Na szczęście można blokować i robić kontry, co daje chwilę na skuteczny atak. Przy pospolitych zombie jest wtedy szansa na brutalnego finishera, ale nie przy dwu i pół metrowym dryblasie. A poczekajcie, jak spotkacie późniejsze warianty szczytowe zombie. Nie będę więcej zdradzał, ale jest jatka. I teraz najlepsze. Ginąc nie ponosi się żadnych kosztów. Ot pojawiasz się niedaleko miejsca zgonu i ruszasz do dalszej walki. Nie ma żadnego licznika żyć, bo jest ich nieskończoność. Doszło do tego, że miejscami przestałem używać apteczek, bo po co? Rozwiązanie to pokazuje, że twórcom zależało na tym, by gracze dobrze się bawili. No i ja się bawiłem rewelacyjnie. Jest to też celowy zabieg jeśli chodzi o trudność, bo czym dalej w las, tym większa walka o przetrwanie. Już nie ma powolnego eliminowania pojedynczych i powolnych okazów. Nagle pojawia się ich kilkanaście, do tego zombie specjalne i robi się naprawdę ciężko.
Z pomocą idzie rozwój postaci. Jest standardowe expienie, kolejne poziomy zwiększają ilość zdrowia, odblokowują lepsze rodzaje broni itd. Najciekawszy jest jednak system skilli oparty na kartach. Zdobywa się je w trakcie gry, po otrzymaniu kolejnego poziomu postaci, po wykonanej misji, część jest po prostu do znalezienia. Rozwiązanie jest fajne, bo naprawdę wpływa na umiejętności i styl walki. Wystarczy odpowiedni zestaw kart, by np. blokując zyskiwać zdrowie, siłę i powodować odrzut przeciwników. Od pewnego momentu trzeba jednak mocno się zastanawiać, bo otrzymuje się fajne bonusy, ale pewnym kosztem. Podobnie jak z rowijaniem broni, gdzie np. zwiększając jej siłę zmniejsza się jej wytrzymałość. Sztuka wyboru. No i jest furia, która powoduje masakrę przeciwników i wielokrotnie uratowała mi tyłek.
By nie było tal różowo jak w w większości lokacji w grze, Dead Island 2 ma też wady. Te mniejsze - jak mały plecak na bronie i materiały do przeróbek, czy horrendalne ceny za ulepszenia - choć tu małym ratunkiem jest handel ze sprzedawcą. Za to strasznie irytowały mnie pojawiające się magicznie zombie. Ślepa uliczka, wybijam wszystkich, obracam się, przechodzę kilka metrów, obrót o 180 stopni i widzę dwóch szwendaczy. No jak, zmaterializowali się? W części miejsc widać, że np. potężni Łamacze wychodzą z kanalizacji i to jest zrozumiałe. Niestety pojawianie się ich magicznie tuż przed moimi oczami to przesada. Przypadkowo włączyłem alarm w stojącym samochodzie, a tu na pustej ulicy pojawia się kilku przeciwników. Nie przybiegają z okolic, tylko materializują się znikąd. Irytujące. No i trochę brakuje możliwości wspinania się na każdy dach, jak to jest w polskim Dying Light.
Mimo tych małych wad, Dead Island 2 jest świetne. Nie odkrywcze, ale dające masę zabawy. Świat jest ciekawie zaprojektowany, masa tu detali, walka jest fantastyczna, a i scenariusz dowozi, choć jest dodatkiem do jatki. Spotkanie z rządną krwawych streamingów infuencerką czy wesołą pijaną parką zapamiętam na długo. Do tego grę można przechodzić w trzy osoby równocześnie, ale muszą to być gracze z tej samej platformy, choć mogą być z różnych generacji. Czyli np. bawiąc się na Xbox Series X/S mogę zaprosić znajomych lub biegać z randomami z konsoli Xbox One. Dla pojedynczego gracza Dead Island 2 to brutalny i krwawy taniec na kilkanaście godzin, choć wąchając każdy kąt spokojnie pęknie bariera 20. No i po przejściu całości można powrócić do Kalifornii by zrobić wszystkie pozostałe misje poboczne czy wyzwania. Podsumowując: świetna i ładna gra, choć zdecydowanie dla osób dorosłych. Zombieapokalipsa.
Ocena: 8,5/10