I od razu trzeba powiedzieć – nie jest to wybitnie skomplikowana gra. Ot jeździsz BMX-em po skateparkach, robisz triki, zdobywasz za nie punkty… i w sumie to tyle. Nie potrzeba wiele, aby zacząć grać w Legends BMX. Próg wejścia? Zależy w co się celuje. Na dobrą sprawę – po przejściu kilkuminutowego tutoriala można się bawić. Ale jeżeli masz swoje ulubione triki, to tutaj będzie trzeba trochę poeksperymentować. Easy to learn, hard to master – można tak powiedzieć. Ciekawostką jest tablica wyników, w której możemy porównywać swoje wyniki z innymi graczami. W ramach zdobywania punktów odblokowujemy nowe skateparki, które mają inne położenie ramp, nowe kolory do naszego roweru i nowych kolarzy, co jednak jest tylko kosmetyką.
Stylistyka Legends BMX jest całkiem przyjemna. Nie jest to postawienie na kompletny realizm, co widać od razu po odpaleniu gry i zobaczeniu naszej postaci. Modele przypominają mi postacie z jakiegoś przeglądarkowego tytułu multiplayer, w którym klikamy po świecie 2,5D i poznajemy innych graczy. Nie mówię tego jako zarzut – bo to nie jest tytuł, w którym jest to wybitnie ważne. Cała oprawa graficzna nie przeszkadza, a nawet trochę zachęca, raz skatepark wygląda jak skąpany w słońcu, a raz oświetlony mocnymi latarniami i na to naprawdę da się patrzeć, a to wystarczy w tym tytule.
Legends BMX nie jest grą, w której spędzicie godziny na chodzeniu, odkrywaniu nowości czy rozgryzaniu mechanik. Po prostu wsiadacie na rower i robicie triki. Niektórzy mogą zarzucać, że każda z aren to ta sama historia, tylko inna czcionka, ale w sumie dzięki temu nie jest przekombinowana. Latasz i robisz triki, i nie musisz bawić się w jakieś drzewka rozwoju czy znajdźki. Jest to gra, którą można na spokojnie odpalić po pracy, kiedy chce się w coś pograć na totalnym ludzie, a jak ktoś się wkręci, to pewnie może wyczyniać na skateparku cuda. Ocena 7,5/10.