Mam wrażenie jakiegoś dysonansu, kiedy myślę o Death Stranding 2 w zwykłych, takich "growych" kategoriach. Jasne, że dużą rolę odgrywają tu grafika, sterowanie, płynność rozgrywki, mechanika walki i inne aspekty. Tak naprawdę jednak - podobnie jak pierwsza część- według mnie odczytywanie jej jedynie jako kolejnej gry i zamknięcie na tym tematu jest niedopowiedzeniem. Jak najbardziej można się skupić na rozbudowywaniu sieci chiralnej, wykonywaniu kolejnych zadań, walce i właściwie czekać tylko na kolejne takie wyzwania, ale to moim zdaniem nie pozwala doświadczyć tego, na czym Kojima skupił się najbardziej.
Przeżycie, to chyba faktycznie najwłaściwsze słowo. Death Stranding 2 to opowieść, którą snujemy razem z grą (i głównym bohaterem, Samem), która prowadzi nas do kolejnych postaci i wydarzeń. To właściwie taki produkt cyfrowy, który wystawia nas na emocje związane z utratą, godzeniem się z nią, rzecz jasna ze śmiercią, która jest tu po prostu wszechobecna w mniej lub bardziej oczywisty sposób. Powiem Wam, że w pewnym momencie miałem tak, że obawiałem się kolejnych wydarzeń. Chciałem wiedzieć, co będzie dalej, ale też oczekiwałem tego z autentycznym stresem, bo rzeczy, jakie się tu dzieją potrafią wnętrzności ścisnąć do wielkości jabłka. Choć robią to według mojego odczucia w mniej oczywisty sposób niż poprzedniczka. I choćby dla tego doświadczenia moim zdaniem w Death Stranding zagrać warto.
W kwestii tych bardziej przyziemnych spraw, to produkcja również nie zawodzi. Jeśli chodzi o fundamenty, to te się nie zmieniły. To nadal symulator kurierki w postapokaliptycznym świecie, a naszym celem podstawowym celem jest dostarczanie materiałów do ludzkich siedzib. Poszerzamy także zasięg sieci chiralnej, która pozwala na szybszą wymianę informacji i produktów. Możemy również używać pojazdów. Produkcja chwilami zachwyca przywiązaniem do szczegółów. Jest bardziej zróżnicowana od jedynki pod względem krajobrazów, które są lepiej dopracowane. Postaci i mimika to klasa sama w sobie, choć akurat trudno w tym przypadku spodziewać się czego innego. Realia postapokaliptycznej kurierki też są przedstawione w bardzo dobry sposób. Ciężar bagażu widać na niemal każdym kroku Sama, kluczowe jest odpowiednie balansowanie, ale też rozłożenie ciężaru w plecaku i na ciele, co można zrobić automatycznie. Dostajemy także możliwość wznoszenia nowych konstrukcji, co akurat chwilami moim zdaniem zgrzyta, bo - już na samym początku - budujemy na przykład wieżę strażniczą niedaleko obozu bandytów. Widać ją doskonale z ich miejsca, tymczasem nie spotyka się to z żadną reakcją ze strony przeciwnika. Walka również może budzić zastrzeżenia, choć z każdą kolejną potyczką podobała mi się coraz bardziej, ostatecznie jednak wydaje mi się zbyt łatwa nawet na wyższych poziomach trudności.
Wiecie, tu nie chodzi tylko o to, że ta gra mi przypadła do gustu. Że poczułem przy niej emocje jak dawno przy żadnym filmie i przy nielicznych książkach. Bardziej ucieszyłem się z tego, że w tym natłoku rzeczy, które już były w tej czy innej formie, wciąż mamy szansę na coś świeżego, na nowe emocje i przeżycia i że są ludzie, którzy potrafią je z nas wykrzesać i coś takiego zaproponować. Daję dziewiątkę. I trochę.