W Jacksonville na Florydzie przed specjalną komisją trwają przesłuchania, które mają pomóc w wyjaśnieniu przyczyn zatonięcia amerykańskiego kontenerowca El Faro.
Przesłuchiwany przed specjalną komisją był główny inżynier El Faro. Stwierdził, że kontenerowiec miał 40 lat i zawsze w takim przypadku potrzebne są konserwacje i naprawy. Te jednak robione były na bieżąco, a armator dysponował również odpowiednią ilością części zamiennych. James Robison dodał, że pierwszy raz słyszał o tym, żeby podczas sztormu statek stracił napęd.
Zapytany o polskich marynarzy pracujących na pokładzie stwierdził, że nie byli oni odpowiedzialni za poprawne działania silników. Nie wierzy też, by błąd któregoś z Polaków mógł doprowadzić do katastrofy. Mieli oni za zadanie podczas feralnego rejsu odpowiednio przygotować jednostkę do kolejnej handlowej wyprawy, której docelowym portem była Alaska.
Łączność z kontenerowcem stracono 1 października. Załoga alarmowała wówczas, że jednostka nabiera wody, straciła napęd i przechyla się na bok. Od tego czasu utracono z nią radiowy kontakt. Statek płynął z Florydy do stolicy Porto Rico. Znajdywał się w rejonie wysp Bahama, gdzie szalał huragan Joaquin. Wrak na dnie oceanu odnaleziono dopiero po dwóch tygodniach.