Wypłynął bez rozgłosu i chociaż od poniedziałku jest na Atlantyku, Radio Szczecin dowiedziało się o tym teraz: Aleksander Doba wyruszył swoim kajakiem "Olo", trzeci raz, samotnie przez ocean.
Udało się zatem to, co zakończyło się pechowo w ubiegłym roku, gdy fale przewróciły kajak tuż po wypłynięciu i kontynuowanie wyprawy stało się niemożliwe. Tym razem również nie obyło się bez problemów. Z powodu silnego wiatru Doba nie był w stanie samodzielnie wypłynąć z zatoki, bo jego kajak był spychany na pobliskie skały. Wtedy został wzięty na hol przez motorówkę i przeciągnięty do ujścia zatoki, skąd rozpoczął samodzielną przeprawę przez ocean. Minionej nocy był już ponad 50 kilometrów od brzegu. Okoliczności wypłynięcia Aleksandra Doby są trudne do zweryfikowania, ponieważ organizatorzy nie zgodzili się na obecność dziennikarzy, nawet jako obserwatorów.
To trzecia atlantycka wyprawa Aleksandra Doby. Pierwsza była w 2010 roku, kiedy przepłynął z Afryki do Brazylii. W 2013 roku, mając 67 lat, wyruszył z Lizbony do Stanów Zjednoczonych. Ta ekspedycja została jednak przerwana, gdy doszło do awarii kajaka. Doba zatrzymał się wtedy na Bermudach i dokończył ją po miesiącu.
Po tej wyprawie został wybrany na podróżnika roku przez czytelników amerykańskiego pisma "National Geographic". Przed rokiem polski kajakarz miał kłopoty z wypłynięciem z Zatoki Nowojorskiej i zaraz po wyjściu na ocean został wyrzucony na brzeg. Musiał przerwać wyprawę z powodu zmęczenia i awarii kajaka "Olo" po jego zalaniu i uderzeniu w dno. Ogłosił jednak, że się nie podda i dokończy ekspedycję, co właśnie czyni.