W Stanach Zjednoczonych kolejny dzień manifestacji po śmierci Afroamerykanina George'a Floyda podczas aresztowania przez policję w Minneapolis.
„Bez sprawiedliwości nie ma spokoju”, „Życie czarnych też się liczy” - pod takimi hasłami demonstrowano w Minneapolis, Nowym Jorku, Chicago, Atlancie i wielu innych miastach. W protestach uczestniczyli nie tylko Afroamerykanie, ale również biali mieszkańcy USA. Większość demonstracji miała pokojowy przebieg.
„Ludzie są w tym kraju strasznie traktowani. Dochodzi do zabójstw z rąk policji. To okropne” - mówili demonstranci w Waszyngtonie. „Musieliśmy tu przyjść. Musimy zatrzymać mordowanie ludzi przez policję. To nie jest w porządku". Manifestacja w Waszyngtonie odbyła się w przylegającym do Białego Domu Parku Lafayette'a. Podczas protestu, który trwał cały dzień, dochodziło do drobnych przepychanek z policją. Funkcjonariusze wielokrotnie zostali obrzuceni butelkami z wodą.
W wielu miejscach pokojowe protesty przeradzały się w zamieszki. Policja niejednokrotnie użyła gazu łzawiącego. W kilku miejscach spalono policyjne samochody.
Gubernator Minnesoty, gdzie zaczęły się protesty, Tim Waltz, zmobilizował 10 tysięcy żołnierzy Gwardii Narodowej. Podczas konferencji prasowej wyraził oburzenie z powodu niszczenia mienia publicznego i podkreślił, że tego rodzaju protesty nie maja nic wspólnego z pamięcią o George’u Floydzie.