Technicznie tak naprawdę mamy jedną, dodatkową możliwość, czyli możemy włączyć wspomniany zestaw trzech gier w 60 klatkach animacji na sekundę, gdy na konsolach było o połowę mniej. Ciężko mi oceniać, na ile to pomaga w rozgrywce. Po prostu Crash Bandicoot N. Sane Trilogy na naszym redakcyjnym PC "śmigało" naprawdę bardzo elegancko. Nic więcej doprawdy do szczęścia nie potrzeba, chociaż zwraca się uwagę, że na razie wersja na "blaszaka" nie ma obsługi HDR. Zakładam, że w dobie regularnego wydawania stosownych "łatek" taka kwestia jest stosunkowo prosta do szybkiego załatwienia, chociaż w momencie pisania tej recenzji nie było konkretnych informacji na ten temat.
Natomiast, jeżeli chodzi o samą rozgrywkę, to przysłowiowego "prochu" tutaj nie odkryję, bo przecież Crash Bandicoot N. Sane Trilogy już recenzowano w wersji na PS4. Graficznie jest ślicznie, za to w mechanice rozgrywki wprawne oko weterana gatunku odkryje pewne archaizmy. Przede wszystkim pewne problem stwarza tak zwana detekcja kolizji - nie wdając się w szczegóły warto pamiętać, że to produkcje nie wybaczające błędów. Zresztą, jak na dzisiejsze czasy, Crash Bandicoot N. Sane Trilogy to tytuły całkiem wymagające. Kiedyś to było normą, dzisiaj, w czasie "symulatorów chodzenia", gra platformowa, w której na prawdę trzeba precyzyjnie odmierzać skoki, to fakt warty podkreślenia. Bo współcześni gracze mogą się nieprzyjemnie zdziwić. Warto też zwrócić uwagę, że - tak jak w orginale zresztą - o ile "jedynka" jest fajnym początkiem zabawy, tak Crash Bandicoot N. Sane Trilogy rozwija skrzydła w kolejnych dwóch odsłonach.
I właściwie nie mam więcej do dodania. Crash Bandicoot N. Sane Trilogy w cale nie tak mocno eksplorowanym teraz przez duże studia gatunku platformówek 3D to właściwie pozycja obowiązkowa.