Gdy po pierwszych kilku godzinach zabawy nawet nie zacząłem misji głównej, tylko hasałem po mapie w poszukiwaniu wszystkiego, co się tylko da znaleźć, zrozumiałem, że to nie będzie gra, o której prędko zapomnę. Ba! Nawet gdy nie miałem konsoli w rękach (cóż, praca i obowiązki domowe nie poczekają), to już planowałem kolejne przygody w krainie Hyrule. Choć i w pewnym sensie ten tytuł może przerazić fana zbieractwa wszelakiego: co i rusz miałem bowiem wrażenie, że "pewnie coś przegapiłem" i muszę sprawdzić i tu, i tu, i tu... The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom jest grą wielką. Tak rozmiarem, jak i poziomem dopracowania oraz wyjątkową złożonością tego otwartego świata.
Grę do recenzji dostaliśmy od dystrybutora
Nintendo na Polskę firmy Conquest entertainment a.s.