Zatrucie czadem było prawdopodobnie bezpośrednią przyczyną śmierci pięciu piętnastolatek w Koszalinie.
Nastolatki zginęły w pożarze, jaki wybuchł w piątkowe popołudnie w jednym z obiektów, w którym znajdował się tzw. "escape room". Przebywały tam na imprezie urodzinowej jednej z nich. W pożarze ucierpiał także 25-letni pracownik. Z poparzeniami trafił do szpitala w Gryficach. Utrzymywany jest w śpiączce farmakologicznej.
Jak poinformował rzecznik prokuratury okręgowej Ryszard Gąsiorowski, ze wstępnej analizy całego zdarzenia wynika, iż podjął on próbę ratowania nastolatek.
- Ten mężczyzna nie został przesłuchany, nie mamy procesowego potwierdzenia, jak on w ostatnich chwilach, przed samą tragedią, działał. Ale widząc obrażenia ciała, jakich doznał należy zakładać, że nie pozostał bezczynny. Znajdował się w obiekcie, próbował przyjść z pomocą pokrzywdzonym. Tak głębokie oparzenia powstawały w momencie, gdy próbował przystąpić do akcji gaśniczej, ewentualnie wyprowadzania pokrzywdzonych z pomieszczeń - analizował prok. Ryszard Gąsiorowski.
Prokuratorzy prowadzący śledztwo w sprawie pożaru w "escape room'ie" w Koszalinie przesłuchała już właściciela obiektu i osobę prowadzącą w tym miejscu działalność gospodarczą. Przesłuchania będą w najbliższym czasie kontynuowane.
- Rzecz jest o tyle skomplikowana, że to nie właściciel obiektu prowadził działalność, ale inna osoba. Ponadto nie czyniła tego osobiście, ale angażując inne osoby. Będziemy się koncentrować głównie na ustaleniach jak zachowywali się ci, którzy działalność gospodarczą prowadzili będąc tego obiektu gospodarzami - dodał prok. Gąsiorowski.
Osoba prowadzącą "escape room" jest mieszkańcem Koszalina. Działalność - według ustaleń prokuratury - prowadził od lutego 2018 roku.
Śledztwo prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko komukolwiek. Chodzi o spowodowanie pożaru ze skutkiem śmiertelnym. Grozi za to do 12 lat więzienia.
Jak poinformował rzecznik prokuratury okręgowej Ryszard Gąsiorowski, ze wstępnej analizy całego zdarzenia wynika, iż podjął on próbę ratowania nastolatek.
- Ten mężczyzna nie został przesłuchany, nie mamy procesowego potwierdzenia, jak on w ostatnich chwilach, przed samą tragedią, działał. Ale widząc obrażenia ciała, jakich doznał należy zakładać, że nie pozostał bezczynny. Znajdował się w obiekcie, próbował przyjść z pomocą pokrzywdzonym. Tak głębokie oparzenia powstawały w momencie, gdy próbował przystąpić do akcji gaśniczej, ewentualnie wyprowadzania pokrzywdzonych z pomieszczeń - analizował prok. Ryszard Gąsiorowski.
Prokuratorzy prowadzący śledztwo w sprawie pożaru w "escape room'ie" w Koszalinie przesłuchała już właściciela obiektu i osobę prowadzącą w tym miejscu działalność gospodarczą. Przesłuchania będą w najbliższym czasie kontynuowane.
- Rzecz jest o tyle skomplikowana, że to nie właściciel obiektu prowadził działalność, ale inna osoba. Ponadto nie czyniła tego osobiście, ale angażując inne osoby. Będziemy się koncentrować głównie na ustaleniach jak zachowywali się ci, którzy działalność gospodarczą prowadzili będąc tego obiektu gospodarzami - dodał prok. Gąsiorowski.
Osoba prowadzącą "escape room" jest mieszkańcem Koszalina. Działalność - według ustaleń prokuratury - prowadził od lutego 2018 roku.
Śledztwo prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko komukolwiek. Chodzi o spowodowanie pożaru ze skutkiem śmiertelnym. Grozi za to do 12 lat więzienia.