"Pragniemy wyrazić nasze najgłębsze wyrazy współczucia - nasze myśli są z Państwem". To fragment oświadczenia, które po piątkowej tragedii w Koszalinie wydało stowarzyszenie zrzeszające właścicieli "escape roomów".
- Podpisujemy się pod tym oświadczeniem i jesteśmy przygotowani na kontrole - zapewnia Karolina Słomka z "Escape Roomu 45 minut" w Lublinie.
- Drzwi są zamykane na klucz, ale jeżeli są to grupy osób małoletnich, to nie zamykamy w ogóle drzwi. Nie tylko ze względu, że coś by się działo, ale ogólnie: gdyby chciały wyjść natychmiast. Mamy też dodatkowy klucz, który wisi wewnątrz, obok napisane jest: "w razie niebezpieczeństwa proszę użyć klucza" - wyjaśnia Karolina Słomka.
Przedstawiciele stowarzyszenia zapewniają, że każdy pokój jest monitorowany, a pracownik obiektu na bieżąco śledzi, co dzieje się w każdym z pokoi. Słyszy również rozmowy graczy.
Jednak wszystkie te procedury to nasz pomysł, my w żaden sposób nie jesteśmy nadzorowani - dodaje Karolina Słomka.
- Nie mamy takiego obowiązku; ani straży pożarnej, ani sanepidu. Zachowujemy zasady bezpieczeństwa, intuicyjnie do tego podeszliśmy tak, jak choćby z kluczem, gaśnicą, instrukcją przeciwpożarową... - zaznaczyła.
Kontrole "escape room'ów" w całej Polsce przeprowadzają strażacy na zlecenie MSWiA.
W piątkowym pożarze jednego z takich miejsc w Koszalinie zginęło pięć 15-latek. W lokalu było wiele zaniedbań; nie było między innymi właściwej drogi ewakuacji. Przyczyną pożaru była najprawdopodobniej rozszczelnienia butla z gazem. Ofiary zginęły od zatrucia tlenkiem węgla.