Dwumiesięczny areszt tymczasowy dla znanego restauratora - Pawła G., jego syna Dominika, trojga urzędników kontroli skarbowej, współwłaściciela firmy jubilerskiej - Jacka T. oraz właściciela salonu pogrzebowego. Sąd przychylił się do wniosku prokuratury. To efekt pięciogodzinnych przesłuchań szczecińskich biznesmenów i urzędników podejrzanych o korupcję.
Paweł G. powiedział dziennikarzom, że nie przyznaje się do winy i zawsze będzie walczył o syna.
Obrońcy prawdopodobnie odwołają się od decyzji sądu. Na razie są zgodni co do jednego. Według nich, zarzuty są słabe, a akcja setki agentów CBA, którzy w niedzielę zatrzymywali podejrzanych i przeszukiwali ich lokale - zbyt sensacyjna w porównaniu do wagi śledztwa.
Innego zdania jest rzeczniczka szczecińskiej Prokuratury Okręgowej, Małgorzata Wojciechowicz.
- Zakres działalności prowadzonej przez jedną z zatrzymanych osób jest niezwykle szeroki, a potrzeba śledztwa wymagała tego, aby przeprowadzić czynności w jednym czasie, ale w różnych miejscach. Konieczne było więc zaangażowanie takiej liczby funkcjonariuszy. To nie jest nic nadzwyczajnego - wyjaśnia Wojciechowicz.
Adwokat Dominika G., Piotr Kopcewicz uważa natomiast, że opinia publiczna zdziwi się, kiedy wyjdzie na jaw, jakie łapówki - w ocenie śledczych - miał wręczać jego klient.
- Czy to są kwoty? To są raczej ułatwienia w korzystaniu z powszechnie dostępnych usług związanych z przewozami taksówkowymi - tłumaczył Kopcewicz.
Podobnego zdania jest obrońca Pawła G. i Jacka T. - współwłaściciela szczecińskiej firmy jubilerskiej - Przemysław Kowalewski. - Chodziło np. o kwestię wstępu na jedną z imprez - wyjaśnia Kowalewski. - To błahe rzeczy.
Adwokat jednego z urzędników skarbowych, mecenas Marek Mikołajczyk powiedział z kolei, że kwota jaką - według śledczych - miał przyjąć jego klient, nie przekracza 2 tys. zł.
- W dalszym etapie to sąd będzie musiał udźwignąć ciężar tych zarzutów i zorientować się, gdzie są ziarna, a gdzie plewy. Tych ostatnich trochę jest - mówił Mikołajczyk.
Takie komentarze dziwią rzeczniczkę prokuratury. - Korupcja jest patologią. Nie możemy patrzeć na to zjawisko w ten sposób, że mniej skorumpowana jest osoba, która wręczyła lub przyjęła korzyść majątkową w kwocie 2 tys. zł od tej, która przyjęła 25 tys. zł - mówi Wojciechowicz.
Wciąż nie wiadomo za co przedsiębiorcy mieli wręczać łapówki urzędnikom.
W sumie w niedzielę agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali w Szczecinie dziewięć osób. Dwoje z nich w poniedziałek przyznało się do stawianych im zarzutów. To pracownik Pawła G. i pracownica inspekcji sanitarnej, którzy wyszli za kaucją. Mają dozór policji i nie mogą też opuszczać kraju.
Za korupcję grozi nawet 10 lat więzienia.
Obrońcy prawdopodobnie odwołają się od decyzji sądu. Na razie są zgodni co do jednego. Według nich, zarzuty są słabe, a akcja setki agentów CBA, którzy w niedzielę zatrzymywali podejrzanych i przeszukiwali ich lokale - zbyt sensacyjna w porównaniu do wagi śledztwa.
Innego zdania jest rzeczniczka szczecińskiej Prokuratury Okręgowej, Małgorzata Wojciechowicz.
- Zakres działalności prowadzonej przez jedną z zatrzymanych osób jest niezwykle szeroki, a potrzeba śledztwa wymagała tego, aby przeprowadzić czynności w jednym czasie, ale w różnych miejscach. Konieczne było więc zaangażowanie takiej liczby funkcjonariuszy. To nie jest nic nadzwyczajnego - wyjaśnia Wojciechowicz.
Adwokat Dominika G., Piotr Kopcewicz uważa natomiast, że opinia publiczna zdziwi się, kiedy wyjdzie na jaw, jakie łapówki - w ocenie śledczych - miał wręczać jego klient.
- Czy to są kwoty? To są raczej ułatwienia w korzystaniu z powszechnie dostępnych usług związanych z przewozami taksówkowymi - tłumaczył Kopcewicz.
Podobnego zdania jest obrońca Pawła G. i Jacka T. - współwłaściciela szczecińskiej firmy jubilerskiej - Przemysław Kowalewski. - Chodziło np. o kwestię wstępu na jedną z imprez - wyjaśnia Kowalewski. - To błahe rzeczy.
Adwokat jednego z urzędników skarbowych, mecenas Marek Mikołajczyk powiedział z kolei, że kwota jaką - według śledczych - miał przyjąć jego klient, nie przekracza 2 tys. zł.
- W dalszym etapie to sąd będzie musiał udźwignąć ciężar tych zarzutów i zorientować się, gdzie są ziarna, a gdzie plewy. Tych ostatnich trochę jest - mówił Mikołajczyk.
Takie komentarze dziwią rzeczniczkę prokuratury. - Korupcja jest patologią. Nie możemy patrzeć na to zjawisko w ten sposób, że mniej skorumpowana jest osoba, która wręczyła lub przyjęła korzyść majątkową w kwocie 2 tys. zł od tej, która przyjęła 25 tys. zł - mówi Wojciechowicz.
Wciąż nie wiadomo za co przedsiębiorcy mieli wręczać łapówki urzędnikom.
W sumie w niedzielę agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali w Szczecinie dziewięć osób. Dwoje z nich w poniedziałek przyznało się do stawianych im zarzutów. To pracownik Pawła G. i pracownica inspekcji sanitarnej, którzy wyszli za kaucją. Mają dozór policji i nie mogą też opuszczać kraju.
Za korupcję grozi nawet 10 lat więzienia.
- Czy to są kwoty? To są raczej ułatwienia w korzystaniu z powszechnie dostępnych usług związanych z przewozami taksówkowymi - tłumaczył Kopcewicz.
- Zakres działalności prowadzonej przez jedną z zatrzymanych osób jest niezwykle szeroki, a potrzeba prowadzonego śledztwa wymagała tego, aby w jednym czasie przeprowadzić czynności w wielu różnych miejscach. Konieczne było więc zaangażowanie takiej liczb
- Chodziło np. o kwestię wstępu na jedną z imprez - wyjaśnia Kowalewski. - To rzeczy, które są błahe.
- W dalszym etapie to sąd będzie musiał udźwignąć ciężar tych zarzutów i zorientować się, gdzie są ziarna, a gdzie plewy. Tych ostatnich trochę jest - mówił Mikołajczyk.
- Korupcja jest patologią. Nie możemy patrzeć na to zjawisko w ten sposób, że mniej skorumpowana jest osoba, która wręczyła lub przyjęła korzyść majątkową w kwocie 2 tys. zł od tej, która przyjęła 25 tys. zł - mówi Wojciechowicz.